niedziela, 28 sierpnia 2016

Odcinek 17_Nowy rozdział

- Podoba ci się? - zapytał mnie Piotrek.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Były w nim dwa średniej wielkości, jasne pokoje, duża, przestronna kuchnia oraz przytulna łazienka.
- Całkiem ładne. Ale najbardziej urzeka mnie ta okolica - odpowiedziałam.
- Okolica?? Pytam, jak ci się podoba mieszkanie.
- Mówię, że mi się podoba. Ale ja przy wyborze zwracam też uwagę na okolicę, w której mam mieszkać. Czy jest cicho, czy jest dużo zieleni...
- A ja sądziłem, że patrzysz na to, jak daleko masz do sklepu - uśmiechnął się.
- Piotrek... - tonem odpowiedzi lekko go zganiłam.
- Żartowałem. To co, mam je brać czy zaczekać jeszcze na coś lepszego? A gdybyś ty miała tutaj zamieszkać, to zdecydowałabyś się?
- Pewnie! Mieszkanie jest przestronne, słoneczne, czyste. I ładnie urządzone. Ktoś miał niezły gust. Chociaż, z drugiej strony... - zamyśliłam się.
- Co?! - nagle wyczułam jakiś lekki niepokój w jego głosie.
- Dla mnie samej to byłoby za duże mieszkanie. Po co mi aż dwa pokoje? Jeden w zupełności by mi wystarczył.
- A jakbyś miała zamieszkać z kimś? - uśmiechnął się zawadiacko, podbierając mnie.
- Weź przestań... - odparłam nieco zirytowana, że porusza te tematy.
- No co? Chyba nie zamierzasz do końca życia być sama? - zapytał, próbując obrócić całość w żart.
- Nie myślę teraz, co będę robiła i z kim będę do końca życia. Z resztą, nie rozmawiajmy już o tym - poprosiłam spokojnie.
Piotrkowi sposępniała twarz. Zaczęłam rozglądać się jeszcze po pokojach, a on stał w bezruchu w tym samym miejscu na środku długiego przedpokoju.
- To co, decydujesz się? - zagadnęłam go, usiłując przerwać niezręczną ciszę, która nie wiadomo dlaczego nagle zapanowała między nami.
Piotrek nic nie odpowiedział. Nadal miał smutną minę. Wydawał się nieobecny.
- Ja bym brała - podpuszczałam go, uśmiechając się.
- Przed chwilą mówiłaś coś innego... - odrzekł, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Bo dla mnie jest ono za duże. Ale ty masz inne potrzeby.
- Jakie inne potrzeby?? Co masz na myśli??! - zirytował się.
- Ej, spokojnie. Chodzi mi o to, że ty masz rodzeństwo, które może cię odwiedzić, przenocować. Ja nie mam tu nikogo...
- Masz mnie! - przerwał mi nagle stanowczym tonem.
- Mówimy o tobie i twoich potrzebach mieszkaniowych. To ty chcesz je wynająć. Mnie jest dobrze u Banachów.
- Nie możesz cały czas u nich mieszkać.
- Nie zamierzam! - wkurzył mnie swoim moralizatorskim tonem. - Ale na razie nie chcę być sama, boję się zostać sama. Rozumiesz to??!!
- Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować - odparł łagodnie. - Rozumiem i... - nagle przerwał patrząc na mnie.
- I co? - zapytałam po dłuższej chwili milczenia.
- Martwię się o ciebie - powiedział ciepło i delikatnie.
- Wiem... - próbowałam uśmiechem zakryć swoje emocje. Znowu przed oczami przeleciały mi ostatnie dramatyczne wydarzenia. Chyba nigdy się od nich nie uwolnię...

* * *

Cholera, nie tak miała potoczyć się ta rozmowa. Nie to planowałem i nie taki rozwój wypadków przewidywałem. Próbowałem przygotować się na różne ewentualności, ale taka opcja nie przyszła mi do głowy. Kurde, Piotrek! Znowu wszystko schrzaniłeś! Najgorsze, to jak to teraz odkręcić?? Jak jej to powiedzieć, żeby nie tak bezpośrednio. I żeby nie poczuła się urażona czy osaczona. Myśl, chłopie, myśl!
- Martyna... Nie musisz się bać. I nie musisz być sama... - powiedziałem to zdecydowanie, patrząc jej głęboko w oczy. 
Zaskoczyły ją te słowa. Stała lekko osłupiała i patrzyła na mnie.
- Piotrek... Czy ja coś źle rozumuję, czy usiłujesz mi coś powiedzieć?
- No dobra. Chciałbym, żebyś ze mną zamieszkała - wydusiłem z siebie.
- Ja z tobą?? - była jeszcze bardziej zaskoczona niż przed chwilą.
- Tak. Co ty na to? Mówiłaś, że okolica ci się podoba. I że brałabyś to mieszkanie - próbowałem żartować, by nieco rozluźnić atmosferę.
- Ale jak to sobie wyobrażasz?

* * *

Sama nie wiem, co mam sądzić o pomyśle Piotrka... Zaskoczył mnie. Ma rację, nie mogę tak dłużej siedzieć Banachom na głowie. Są gościnni, uprzejmi i kulturalni, za to ja nadużywam ich dobrego serca. Chciałabym stanąć wreszcie na nogi, ale nie czuję się jeszcze na siłach. Nie jestem gotowa, by zamieszkać sama. Propozycja Piotrka jest jak znalazł. Przynajmniej przez jakiś czas. Mieszkaliśmy już przecież razem po przyjacielsku. Nie mogę powiedzieć, było całkiem miło. I Piotrek dobrze się sprawował - żadnych głupich wybryków, szalonych imprez, spraszania kumpli czy dziewczyn. Zmienił się. Chyba...
Nagle z zamyślenia wyrwały mnie jego silne dłonie obejmujące moje ramiona. Spojrzał na mnie z czułością i powiedział miękko:
- Chciałbym, żebyśmy zamieszkali razem, i żebyśmy byli razem. Martyna... ja... Kocham cię. Zostaniesz moją dziewczyną?

* * *

Zośka nerwowo krzątała się po domu. Co chwilę przymierzała inny zestaw ubrań i przeglądała się w lustrze.
- Urządzasz mi pokaz mody? - zażartowałem.
- Nie. Usiłuję wybrać coś odpowiedniego.
- A na jaką okazję?
- Musi być od razu jakaś okazja??
- Gdybyś szła na spacer do parku, to nie przejmowałabyś się aż tak bardzo tym, co na siebie włożysz.
Zosia nic nie odpowiedziała.
- No więc...? - dopytywałem.
- Idziemy paczką znajomych do kina. Mówiłam ci.
- Pamiętam. Ale nie wiedziałem, że będą tam też faceci.
- Skąd wiesz, że będą faceci?? - zapytała zdumiona i odwróciła się od lustra w moją stronę.
- A dla kogo innego tak byś się stroiła? - uśmiechnąłem się.
- Wcale się nie stroję! - zirytowała się.
- Dobrze. To nie szykowałabyś się tak bardzo.
- No dobra. Będzie kilku chłopaków z naszej klasy i z równoległej.
- I któryś ci się podoba, tak? - uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Tato!
- No co? Nie ma nic złego w tym, że interesujesz się chłopcami. Zaczynasz dojrzewać...
- Daj spokój z tymi gadkami... - lekko się zmieszała. Najwyraźniej te tematy wprawiały ją w zakłopotanie. Pewnie wolałaby porozmawiać o swoich pierwszych sercowych rozterkach z kobietą. Mamy dobre relacje i przyjacielskie stosunki, ale jednak ojciec to ojciec. Nie to, co matka...
- No dobrze. To na jaki film idziecie?
- Nie pamiętam tytułu.
Zosia przyglądała się sobie w lustrze w kolejnym zestawie ubrań. To już chyba była dziesiąta opcja.
- To idziecie na film czy do kina? - zażartowałem znowu.
- Oj tato...
- Dobrze, już więcej nic nie mówię. Ale bądź w domu...
- Tak, wiem. Znam reguły - odparła Zośka bez entuzjazmu.
- Czy mówiłem ci już, że jesteś najlepszą córką na świecie?
- Hmmm... Nie pamiętam - uśmiechnęła się.
Podszedłem do niej i objąłem ją czule.
- Jesteś najwspanialszą córką na świecie, Zosiu.
- A ty najlepszym tatą. Tylko czasem trochę przynudzasz.
- Czasem przynudzam??
- No tak. Kto ma ci o tym powiedzieć, jak nie twoja najlepsza córka? - zażartowała. 
Moja mała córeczka już nie jest mała. Dorasta. I zanim się obejrzę, przestanie być moja...
- Jeśli mogę przynudzić, to ten zestaw jest najlepszy ze wszystkich.
- Naprawdę tak uważasz? - zapytała zaskoczona.
- Naprawdę. Trochę się na tym znam. W końcu jestem facetem.

* * *

Stała osłupiała. Była kompletnie zaskoczona tym, co w końcu udało mi się wydusić. Chyba nie wyszło najgorzej. Co prawda chciałem, żeby moje wyznanie padło w nieco inny sposób, ale najważniejsze, że zdecydowałem się w końcu na szczerość wobec niej. Że powiedziałem co do niej czuję. 
W napięciu i z walącym sercem oczekiwałem na jej odpowiedź. Prawie wstrzymałem oddech! Zdawało mi się, że czekam całe godziny na jej reakcję. 
Przez dłuższą chwilę patrzyła na mnie szerokimi z wrażenia oczami. Ale nie wyrywała się z mojego objęcia. Czy to dobry znak? Co jej teraz chodzi po głowie? O czym myśli, że nic nie mówi??

* * *

Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego. I nie w tym momencie. Nie wyznania miłości i to jeszcze z ust Piotrka! Kiedy on się we mnie zadurzył?? Nic nie zauważyłam...
- A więc to wszystko było ukartowane? - zapytałam.
- Co?? - nieco się przestraszył.
- Ściągnięcie mnie tutaj pod pretekstem pomocy w wyborze mieszkania.
- No tak...
- Słuchaj Piotrek, ja...
- Rozumiem. Jasne. Przepraszam cię za to. Nie powinienem... - przerwał mi i wypuścił z objęć swych ramion.
Położyłam mu delikatnie swoją dłoń na ustach. Uśmiechnęłam się ciepło.
- Dasz mi skończyć?
Pokiwał lekko głową. Przysunęłam się bliżej niego, by móc lepiej spojrzeć w jego piękne oczy. Czułam, jak mocno bije mu serce.
- Wiesz, ile ostatnio działo się w moim życiu. Po prostu nie wiem, czy potrafię być z kimś. Czy potrafię jeszcze komuś zaufać...
Powoli zdjął moją dłoń ze swoich ust. Cały czas patrzył mi czule i głęboko w oczy.
- Już kiedyś mi zaufałaś. Na tym przecież zbudowaliśmy naszą przyjaźń i zażyłość. Teraz możemy to tylko pogłębić. Ale jeśli potrzebujesz czasu, to ja zaczekam. Powiedz tylko, czy mam u ciebie szansę. Czy mam na co czekać...
Miał absolutną rację! Uświadomił mi właśnie, że przecież zaufaliśmy sobie już dawno jako przyjaciele. Zawsze mogłam na niego liczyć. Tyle razy mi pomógł. A ja nieraz drżałam o jego zdrowie lub życie. Nie był mi obojętny. Był dla mnie kimś więcej niż reszta załogi stacji pogotowia. 
Zaczęłam namiętnie go całować, a on mnie. Gdy skończyliśmy, patrzył z iskrą radości w oku.
- Czy to znaczy... - próbował ostrożnie zapytać.
Pokiwałam twierdząco głową.
- Zgadzam się Piotruś.
- Martynka! - wykrzyknął radośnie. 
Usiłował podnieść mnie spontanicznie do góry, ale nagle jego twarz się wykrzywiła i syknął z bólu.
- Piotruś, wszystko w porządku? - zapytałam zaniepokojona.
- Tak, jest ok.
Trzymał dłoń na operowanym niedawno miejscu. Nie mógł się wyprostować. Widać, że mocno go zabolało.
- Może usiądź? - zaproponowałam.
- Nie, już mi lepiej.
- Wariacie, musisz się jeszcze oszczędzać.
Po chwili ból ustępował i zaczął się prostować.
- To co, podoba ci się to mieszkanie? Chciałabyś tu zamieszkać?
- Hmmm... Ale tylko z moim wariatem.  

* * * 

Czytałem, kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. W progu stała Martyna i Piotrek.
- Zapomniałaś kluczy? - zapytałem z uśmiechem.
- Nie. Ale... - Martyna była wyraźnie zakłopotana.
- Wchodźcie - zaprosiłem ich gestem do środka.
- Dzień dobry doktorze - przywitał się Strzelecki. 
- Cześć Piotrek. Jak się czujesz?
- W porządku, dziękuję.
- Jest jeszcze trochę osłabiony - dodała Martyna.
- Ja?? Zaraz ci pokażę, jaki jestem osłabiony - odgrażał się.
- Dobra Piotrek, nie szalej. Wszyscy wiemy, jaki z ciebie superman. Nie musisz nikomu niczego udowadniać - strofowałem go.
- Nie przeszkadzamy? - zapytała speszona Martyna.
- Daj spokój. Mówiłem ci, żebyś czuła się jak u siebie.
- No tak...
- Jestem sam. Zosia poszła ze znajomymi do kina, a ojciec pojechał z panem Gustawem na działkę.
- My tylko na chwilę - wyjaśnił Piotrek. - Przyjechaliśmy po... - Martyna szturchnęła go łokciem w bok i uśmiechnęła się do mnie.
- Nie ma problemu. Już mnie nie ma. Wracam do książki, a wy czujcie się swobodnie - wyjaśniłem i skierowałem się w stronę pokoju.
- W zasadzie to... - wyjąkała stremowana Martyna.
Odwróciłem się do nich.
- O co chodzi? - zapytałem.
- Bo ja... Chciałam zabrać swoje rzeczy.
- Znalazłaś coś? - zapytałem z troską w głosie.
- Można tak powiedzieć... - odparła zmieszana.
- Słuchaj, nikomu z nas nie przeszkadzasz. Jak widzisz, jest tutaj sporo miejsca. Nie musisz się wyprowadzać, naprawdę.
- Wiem. Jestem ogromnie wdzięczna za pomoc i okazaną mi gościnność, ale nie mogę jej nadużywać. Pójdę się spakować - odparła i poszła w stronę swojego pokoju.
- Przemyśl to jeszcze Martyna - powiedziałem.
Odwróciła się na chwilę w moją stronę, po czym spuściła głowę i weszła do pokoju. 
Wzdychnąłem w duchu.
- Piotr, to nie jest dla niej dobry moment. Martyna nie powinna jeszcze mieszkać sama - powiedziałem z troską w głosie.
- Wiem doktorze - odparł Strzelecki. 
- Co wiesz? Że ma depresję? Że potrafi nie spać całą noc i płakać? Albo nie wstawać z łóżka przez pół dnia? - lekko się zirytowałem. 
Martyna była dla mnie prawie jak córka. Miałem na uwadze jej dobro, szczęście i zdrowie. To psychiczne też. Zwłaszcza, że w Warszawie jest sama. Nie ma tutaj żadnej rodziny ani nikogo bliskiego. W zasadzie ma tylko nas - przyjaciół z pracy. Wiem, że Piotrek nie da zrobić jej krzywdy i skoczyłby za nią w ogień, ale czasem drą koty.
- Nie wiedziałem, że ma depresję... - odparł po chwili Strzelecki. Był tym wyraźnie zaskoczony i przejęty.
- No ma, tylko nie dopuszcza tej myśli do siebie. Uważa, że sama sobie poradzi. Wiesz, jaka potrafi być uparta - powiedziałem ściszonym głosem.
- Wiem. Zajmę się nią. Obiecuję doktorze.
Przyglądałem mu się uważnie, kiedy z pokoju wyszła Martyna. Wyniosła spakowaną walizkę i dużą torbę.
- Już mnie obgadaliście? - rzuciła w żarcie. 
Wróciła po karton z książkami.
- Pomogę ci - zaproponował Piotr.
- Ja pomogę - zaoferowałem się. - A ty Piotrek masz się oszczędzać, zapomniałeś?
- Wiem, ale nie róbcie ze mnie kaleki - zirytował się.
Postawiłem karton na podłodze w przedpokoju.
- To może na pożegnanie wypijemy jeszcze wspólnie herbatę? - zaproponowałem. 
- Byłabym zapomniała! Zaraz wracam! - rzuciła Martyna i wybiegła z mieszkania.
Spojrzałem ze zdziwieniem na Piotrka.
- Zaraz się Pan wszystkiego dowie - uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Ok. 
Zaprosiłem go do pokoju. 
- Chciałbym obejrzeć twoją ranę - powiedziałem.
- Wszystko jest w porządku.
- Tylko zobaczę, jak się goi - napierałem. 
Wolałem rzucić na nią okiem, bo Piotrek jest idealnym przykładem na to, że szewc w dziurawych butach chodzi.
- Doktorze... - oponował jeszcze.
- Podnoś koszulkę zanim wróci Martyna. 
Strzelecki podciągnął nieco koszulkę do góry. Opatrunek był lekko przesiąknięty krwią. Ostrożnie odkleiłem go od skóry. Rana dobrze się goiła, ale musiał się schylać albo podnosić coś ciężkiego, stąd ta krew.
- Zmieniałeś dzisiaj opatrunek?
- Doktorze, za kogo Pan mnie ma? Codziennie rano zmieniam.
Odkleiłem go do końca i pokazałem mu.
- Nie wiem skąd ta krew. Od dwóch dni opatrunki są czyste.
- Może się dziś przeforsowałeś?
- Nic przecież nie robię.
- Nie nosiłeś nic ciężkiego, nie schylałeś się?
- Doktorze, przecież wiem co mi wolno.
- Tak? A do kartonu z książkami kto się wyrywał?
Grymas rezygnacji pojawił się na jego twarzy.
- Założę ci nowy opatrunek - powiedziałem i poszedłem do domowej apteczki. 
W tym momencie wróciła Martyna. Weszła do pokoju, w którym był Piotrek.
- Co się stało?! - zapytała przestraszona.
- Nic się nie stało - odparł luzacko.
- Jak to nic? To dlaczego Wiktor zmienia ci opatrunek?
- Nie denerwuj się Martynka - próbował ją uspokoić.
- Nie założyłeś rano nowego?
- Spokojnie. Chciałem tylko zobaczyć, czy rana dobrze się goi - odparłem przycinając lepiec.
Martyna nachyliła się, by oglądnąć ranę.
- Co to, konsylium jakieś? - rzucił zniecierpliwiony Piotr.
- Są świeże, krwawe podbiegnięcia - zauważyła.
- To normalne. Od operacji nie upłynęło jeszcze zbyt dużo czasu. Wszystko jest w porządku. 
Martyna po cichu odetchnęła z ulgą. Wyszła do przedpokoju. Skończyłem zakładać opatrunek.
- Dziękuję, że mnie Pan nie wsypał - szepnął.
Poklepałem Piotrka po ramieniu.
- Uważaj na siebie i nie szalej - pouczyłem go cicho.
- Dobrze - skwitował posłusznie.
Martyna wróciła z butelką wina i torebkami prezentowymi.
- Chciałam podziękować za opiekę i gościnność. Za wszystko, doktorze - uśmiechnęła się szeroko i podała mi butelkę oraz torebki.
- Martyna, to niepotrzebne, naprawdę...
- Takie skromne drobiazgi dla Zosi i Pana ojca.
- Dziękuję - odparłem i pocałowałem ją w policzek. - To co, zamiast herbaty napijemy się wina? - zaproponowałem.
- Świetna myśl - ucieszył się Piotr.
- Piotruś, ale w takim razie wracamy taksówką - rzekła Martyna.
- Oczywiście kochanie - odpowiedział jej z rozbrajającym uśmiechem.
- "Kochanie"? Nie chciałbym być wścibski, ale czy to znaczy...? - chciałem wypytać.
Oboje szeroko się uśmiechnęli. Martyna twierdząco pokiwała głową, emanując szczęściem.
- Doktorze, w końcu! - odparł Piotrek.
- Moje gratulacje! - nie kryłem swej radości. - Cieszę się z wami, kochani. Czyli mamy okazję do świętowania. Pójdę jeszcze po wino.
- A ja zrobię coś do przegryzienia - zaproponowała Kubicka. W końcu jeszcze tu mieszkam - uśmiechnęła się radośnie.

C.d.n.

--------------------------------

Kochani moi!
Wracam po długiej przerwie (do żywych)! ;) Wybaczcie, że tyle kazałam Wam czekać na kolejny odcinek :(( Potrafię zrozumieć Wasze rozczarowanie i niecierpliwość. Moje leczenie kompletnie odcięło mnie od wirtualnego świata; musiałam oszczędzać oczy, więc patrzenie w ekran komputera czy telefonu nie wchodziło w grę. To była prawdziwa katorga! Do tego wizyty u różnych lekarzy (nawet w innych miastach), ciągłe badania, dziesiątki przyjmowanych leków itd. To jest naprawdę bardzo męczące i dołujące... 
Jest już lepiej, ale niestety lekarze różnych specjalizacji wciąż nie potrafią ustalić co mi jest ani co mi dolegało. Bezradnie rozkładają ręce. Grozi mi druga operacja... Zdecydowałam się na medycynę niekonwencjonalną i jakakolwiek poprawa nastąpiła dopiero dzięki niej. Oby już teraz szło w dobrym kierunku i oby kolejna operacja nie była konieczna. Trzymajcie kciuki!
Dziękuję tym, którzy cierpliwie czekali i nie zwątpili (jak inni), ale wierzyli we mnie. Tym, którzy się martwili i pisali do mnie. Dziękuję za wszystkie miłe słowa wsparcia i pocieszenia! To naprawdę dużo daje i podnosi na duchu.
Mam nadzieję, że powyższy odcinek Wam się podoba. Napisałam go od nowa, bo chciałam, żeby był pozytywny; poprzednia jego wersja taka nie była.
Ściskam Was mocno!
Rudaszek :)

czwartek, 25 sierpnia 2016

Mała zapowiedź ;)

Zapowiedź odcinka 17:

(...) Cholera, nie tak miała potoczyć się ta rozmowa. Nie to planowałem i nie taki rozwój wypadków przewidywałem. Próbowałem przygotować się na różne ewentualności, ale taka opcja nie przyszła mi do głowy. Kurde, Piotrek! Znowu wszystko schrzaniłeś! Najgorsze, to jak to teraz odkręcić?? (...)