niedziela, 11 września 2016

Odcinek 18_Niespodzianki

Przebudziłem się, bo nie wyczułem obok siebie Martyny. Chciałem ją przytulić, po raz pierwszy tak "oficjalnie" jako swoją dziewczynę. Nie musząc szukać ukradkiem sposobności czy kraść dotyku jej ciała, niby przypadkowo, przyjacielsko. Usłyszałem jej szloch. Szybkim ruchem wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni. Martyna siedziała po ciemku przy parapecie i patrzyła tępo przez okno w czerń nocy.
- Co się dzieje Martynka? - zapytałem półgłosem z troską.
- Nic... 
Podszedłem bliżej i objąłem ją od tyłu.
- Źle się czujesz? - nie odpuszczałem.
- Nie, jest ok. Naprawdę.
Podszedłem, by widzieć jej twarz i kucnąłem.
- I płaczesz dlatego, że jest ok? - zażartowałem.
Uśmiechnęła się niepewnie, ale nic nie odpowiedziała. Trochę martwi mnie jej stan. Wiktor miał rację z tymi stanami depresyjnymi. Nie wiadomo, czy to chwilowe, w wyniku przeżytych ekstremalnych zdarzeń, czy coś poważniejszego, co wymaga konsultacji psychiatrycznej i farmakoterapii. Na pewno kilka rozmów z psychologiem nie zaszkodzi. Muszę o tym pomyśleć.
- Wracajmy do łóżka - zaproponowałem delikatnie.
Spojrzała na mnie mokrymi oczami. Nawet w tej sytuacji była piękna. Bez makijażu i fryzury też trudno było oderwać od niej wzrok.
- Piotruś... Mogę mieć do Ciebie prośbę?
- Pewnie! Wszystko co chcesz.
- Przytulisz mnie? - zapytała cicho i niepewnie.
- No jasne!
- Ale tak bardzo mocno.
Posadziłem ją sobie na kolanach. Objąłem ją czule przyciągając do siebie. Byłem taki szczęśliwy! Swój policzek delikatnie oparłem na czubku jej głowy. Wtuliła się we mnie mocno. Jakby chciała się schować w moich ramionach. Zupełnie jak mała, bezradna dziewczynka.

* * *

Kawa. Cóż za rozkoszny aromat z samego rana. Leniwie przeciągnęłam się jeszcze nieco zaspana. Przez okno wpadały pierwsze delikatne promienie słońca. Zapowiada się piękny dzień.

Piotruś krzątał się w kuchni. Chciałam do niej wejść, gdy nagle zagrodził mi drogę.
- Przepustkę poproszę - zażartował.
Pocałowałam go czule w usta. Odwzajemnił mój pocałunek.
- Dzień dobry Kochanie - uśmiechnął się szeroko.
"Kochanie" w ustach Piotrka brzmiało tak... wyjątkowo. Z czułością. Inaczej. Miało zupełnie inny wydźwięk, niż gdy wypowiadał je Rafał. Po co ja znowu wracam do niego myślami??
- Dzień dobry Kochanie - odpowiedziałam mu z radością. 
- Zapraszam Panią z powrotem do łóżka - powiedział, po czym zawrócił mnie do pokoju.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale - nie przestawał iść ze mną w kierunku sypialni, trzymając mnie za ramiona.
Posłusznie weszłam do łóżka i z lekkim zdumieniem oczekiwałam tego, co będzie dalej.
- Daj mi jeszcze pięć minut. 
- Ale na co? - próbowałam się dowiedzieć co kombinuje. 
- Zaraz wracam - rzucił i zniknął za drzwiami.

W niedługim czasie jego głowa wychyliła się zza rogu. Kazał mi zamknąć oczy i nie podglądać. Bezszelestnie wszedł do pokoju; niczego nie mogłam wywnioskować, bo nic nie usłyszałam. Nieoczekiwanie coś oparło się o moje kolana schowane pod kołdrą.
- Już - odparł uradowany Piotrek.
Powoli otwarłam oczy. I zobaczyłam... O wow!!

* * *

Zawsze chciałem to zrobić. Ale nie dla pierwszej, lepszej dziewczyny. Nie dla takiej, którą ledwo co poznałem. I nie dla takiej, do której nie wiedziałem co czuję, albo nie czułem nic głębszego. Chciałem ten moment zarezerwować  dla tej jednej, jedynej. Wyjątkowej. Dla kobiety, którą naprawdę szczerze pokocham. Marzyłem, by przygotować specjalnie dla niej idealne... śniadanie do łóżka. Z aromatyczną, świeżo zaparzoną kawą podaną w filiżance. Z prawdziwą konfiturą, twarożkiem, jajkiem na miękko i chrupiącym pieczywem, po które wymknę się skoro świt. Z pokrojonymi świeżymi warzywami i owocami. Z krótką, czerwoną różą w małym flakoniku. I papierową serwetką z napisem "I Love You". 
Nigdy bym nie przypuszczał, że stanę się taki romantyczny. Romantyzmu to w sumie nigdy mi nie brakowało. Byłem za to czasem trochę powściągliwy w jego okazywaniu.

Martynka nie mogła oderwać wzroku od tacy z takim śniadaniem. W końcu po dłuższej chwili przeniosła zdumione spojrzenie na mnie.
- Smacznego Kochanie.
Martyna nadal milczała.
- Czy podać coś jeszcze? Może jajecznicę? Albo omleta? Zaraz przygotuję. Wolisz na słodko czy na słono?
- Nie Piotruś, nie trzeba...
- No to jedz.
Ale nadal siedziała nieruchomo oparta o wysokie wezgłowie łóżka.
- Nie jesteś głodna? Nie smakuje ci?
Spojrzała na mnie swoimi dużymi, pięknymi oczami. To w nich się kiedyś zakochałem. Uśmiechnęła się szeroko z radosnym błyskiem w oku.
- Chodź tutaj - zawołała mnie do siebie.
Grzecznie ułożyłem się obok niej na łóżku. Chwilo trwaj!

* * *

O rany! Nikt nigdy nie zaserwował mi takiego śniadania do łóżka! Z resztą, żadnego mi nigdy nie podał. A Piotruś tak bardzo się postarał. I jeszcze ta urocza róża we flakoniku, romantyczna serwetka w serduszka i z miłosnym wyznaniem, świeże bułki. Musiał wstać po nie bardzo wcześnie. Jest niesamowity!
Pocałowałam go namiętnie. Gdy skończyliśmy, patrzył na mnie tymi ciemnymi, magnetycznymi oczami. To jego spojrzenie zawsze sprawiało, że miałam miękkie nogi. Aż wstyd się przyznać, ale tak było.
- Zjesz ze mną? - zapytałam.
- Z rozkoszą. Nie potrafię ci niczego odmówić...
- Naprawdę niczego?
- Przecież wiesz Martynka...
- No to uważaj...
- Na co??
- Bo jeszcze się przyzwyczaję do takich śniadań w łóżku - roześmiałam się.
- Dla ciebie mogę je przygotowywać codziennie!
- Jeszcze ci się znudzi...
- Ale ty nigdy mi się nie znudzisz! - po czym zaczął mnie zachłannie całować.

* * *

- Śpisz? - zapytała cicho Zosia, zaglądając do mojego pokoju.
- Nie. Co tam?
- Dobrze.
- Jak udał się wczorajszy wieczór? - próbowałem podpytać co się działo.
- Super! Było nieziemsko! - ekscytowała się.
- Nieziemsko, czyli...?
- Byliśmy w kinie. Film był taki sobie. Ale potem chłopaki zaprosili nas na pizzę i było ekstra! Marcin odprowadził mnie do domu...
- To ten kolega, który ci się podoba?
- No tak... - zawstydziła się nieco i spuściła wzrok. W sumie to zrozumiałe: nastolatka rozmawiająca z ojcem o swoich pierwszych miłosnych uczuciach i o chłopakach. To i tak dobrze, że jeszcze rozmawia ze mną na te tematy.
- To miłe z jego strony - pochwaliłem.
- Tak...
Była jakaś nieswoja, spięta. Jakby coś ją nurtowało, o coś chciała zapytać, ale nie wiedziała, jak to zrobić.
- Zosiu... - zagadnąłem łagodnie. Podniosła powoli głowę i spojrzała na mnie. - Cieszę się, że masz do mnie zaufanie. Wiesz, że bardzo to cenię. Pamiętaj, że choć jestem mężczyzną, to zawsze możesz ze mną porozmawiać na każdy temat.
- Wiem tato.
- Możesz mi o wszystkim powiedzieć, przyjść z każdym problemem, nawet gdyby wydawał ci się śmieszny lub błahy.
- Tak, wiem.
Zapanowała między nami cisza. Po chwili przerwałem to niezręczne milczenie.
- Wiesz, że Piotrek i Martyna są parą?
- Naprawdę?? - ucieszyła się. - Ale fajnie! Już dawno powinni być razem. Pasują do siebie - skwitowała.
- Mieli się ku sobie od dawna. Ale od prawie zawsze kłócili się.
- Kto się lubi, ten się czubi - uśmiechnęła się zawadiacko.
- Racja.
- Szkoda, że Martyna musiała się już od nas wyprowadzić. Fajnie mi się z nią mieszkało. Gadałyśmy sobie o ciuchach, modzie, o chłopakach.
- To dobrze, że macie ze sobą taki kontakt mimo różnicy wieku.
- Martyna jest super! Jak moja starsza siostra. Chciałabym mieć taką...
- Wiem, że brakuje ci w naszym domu kobiety. Otaczają cię sami faceci: ja, dziadek...
- Nie tato. Mam ciebie - podeszła i objęła mnie. - Z tobą przecież też mogę o wszystkim porozmawiać.
- Ale ze mną nie porozmawiasz o ciuchach ani o modzie...
- Ale mam nadzieję, że... o chłopakach mogę? - wydusiła zażenowana.

* * *

Po wspólnym śniadaniu w łóżku przystąpiłem do realizacji mojego kolejnego szalonego pomysłu.
- To teraz się ubierz i co tam jeszcze potrzebujesz zrobić, żeby wyszykować się do wyjścia.
- A dokąd wychodzimy?
- Wychodzimy z domu i wyjeżdżamy.
- Wyjeżdżamy?? 
- Wszystko jest już przygotowane. Spakowałem nas już. Dorzuć tylko swoje kosmetyki.
- Ej, ale dokąd jedziemy? Dlaczego nie ustaliłeś tego ze mną?
- Bo to spontan. I niespodzianka. Nie było czasu. Wymyśliłem to wszystko... w nocy.
- Jak to w nocy? To znaczy, że nie spałeś?
- Niewiele. Ale to nieważne. Zbieraj się. Wyjeżdżamy za pół godziny. Szkoda słońca!

* * *

Za moich czasów wszystko było inaczej... Młodzież nie dorastała tak szybko, jak teraz. Nie chcę wyjść na starego zgreda, który to się nie zna, nie jest "na czasie" i od razu jest na "nie". Muszę to dobrze przemyśleć. To znaczy, jestem temu bardziej przeciwny niż przychylny, ale nie mogę tak od razu jej tego zabronić. Muszę chociaż przemyśleć opcję "na tak". A jeśli jej odmówię, to powinienem podać racjonalny powód. Zosia nie jest już małą dziewczynką. No właśnie... Już nie jest. Ech... Kiedyś to było prostsze. Jak to mówią: małe dzieci - mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot. Doceniam, że odważyła się szczerze mi o tym powiedzieć. Jeśli teraz nie potraktuję jej poważnie, to już więcej nie zwróci się do mnie z niczym. Nie przyjdzie z żadnym problemem, nie zwierzy się. Chcę uczestniczyć w jej życiu i dorastaniu, na ile to możliwe. Ale tak, by nie pofolgować jej zbytnio, ani też nie przekroczyć granicy wtrącania się w jej prywatność. Tylko jak to zrobić, jak to wszystko wyważyć? I gdzie zaczyna się ta granica...? Nie tak łatwo być nowoczesnym ojcem z zasadami...

* * *

Jechaliśmy już ponad dwie godziny. Robiło się coraz bardziej gorąco. Koło południa pewnie zrobi się niezły upał. 
Piotrek jechał z rozwagą, zgodnie z przepisami. Ciągle nie wiedziałam dokąd mnie zabiera. To miała być niespodzianka. Kolejna. Ta niepewność sprawiała mi dużo frajdy. A i taka jazda w nieznane była ekscytująca. Ostatnio brak mi pozytywnych doznań. 
Ciągle jeszcze myślami byłam przy tym, że Piotrek... To już nie jest kolega z pracy. To nie tylko przyjaciel. Teraz jest kimś więcej. Jest... moim chłopakiem! Jak to nieprawdopodobnie brzmi! Mój Piotruś... Na samą myśl robiło mi się cieplej w sercu. Uśmiechałam się i łapałam na tym, że robię to bezwiednie.

Droga była spokojna i prawie pusta. Sporadycznie mijały nas lub wyprzedzały jakieś samochody. Dawno już wyjechaliśmy poza peryferia miasta. Zachwycałam się pięknem kolorowych łąk, sadów i pól zboża błyszczących w letnim słońcu. Nasza Polska jest taka piękna.
W tle leciała jakaś spokojna muzyka sącząca się z samochodowego radia. Przypadkiem spojrzałam na drogę.
- Co on robi??!! To jakiś wariat!! - krzyknęłam przerażona.
Piotrek nagle ostro skręcił w prawo, na wąskie pobocze i zahamował. Dobrze, że nikt akurat tamtędy nie szedł! Pirat drogowy, który jechał z naprzeciwka nie swoim pasem ruchu szybko nas minął. Pędził chyba ze 150 km/h. Został po nim tylko tabun pyłu i kurzu. Staliśmy jeszcze przez chwilę zanim Piotrek ruszył. Jego doświadczenie kierowcy karetki oraz refleks okazały się niezwykle przydatne.
- Takich szaleńców powinno się przymusowo zamykać na leczenie psychiatryczne i dożywotnio pozbawiać prawa jazdy - skwitował poirytowany.
- Dokładnie. Pewnie był naćpany albo jeszcze nie wytrzeźwiał.
- Albo jedno i drugie. Za chwilę zrobi sobie albo komuś krzywdę. Zadzwoń pod 112 i zgłoś ten incydent. Niech go namierzą i zatrzymają, zanim spowoduje wypadek.
- Piotrek, zatrzymaj się!
- O co chodzi?
- Patrz!! Zatrzymaj się!
- O cholera!!


C.d.n.
------------------------------

Zachęcam do komentowania i dzielenia się swoimi opiniami i uwagami. Tylko proszę, nie pytajcie ciągle "kiedy next?" !