Delikatnie odgarnęłam kosmyk włosów z czoła Piotrka. Miał taką spokojną, bezbronną twarz. Spał jeszcze, kiedy wymknęłam się z łóżka, by zrobić dla nas śniadanie. Wczoraj wieczorem padł, jak zabity, a ja nie mogłam usnąć. Emocje mijającego dnia nie pozwalały mi zmrużyć oka. Ciągle miałam widok zakrwawionej twarzy tego rannego chłopca.
Dziś trzeba odgonić złe myśli i zaplanować dzień. Lekko gładziłam jego włosy. Zaczął się przebudzać i powoli otwierać oczy. Na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Dzień dobry kochanie - powitał mnie i niespodziewanie przyciągnął do siebie, aby mnie pocałować.
- Dzień dobry - odpowiedziałam z uśmiechem znad jego twarzy, leżąc mu na klatce piersiowej. - Wyspany?
- Taaaak - zaczął się delikatnie przeciągać. - Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
- Jak wróciłam spod prysznica, to już smacznie chrapałeś.
- Ja nie chrapię.
- Niech ci będzie - odparłam z żartobliwym przekąsem. - Jesteś głodny?
- Jak wilk!
- Zaczekaj chwilę, zaraz wracam.
Poszłam do kuchni, by przygotować kawę. Po chwili wróciłam z przygotowanym wcześniej śniadaniem i dwiema filiżankami czarnego napoju.
- Zdążyłaś zrobić nam śniadanie? Od której już nie śpisz?
- Słońce tak pięknie zagląda przez okna. Nie można marnować czasu na sen. Szkoda dnia.
- No właśnie, co robimy dzisiaj? Spontan czy jakieś konkretne plany? A może masz na coś ochotę? - zapytał, jedząc jajecznicę na bekonie.
- Hmmm... Wybieram spontan.
- Jesteś pewna? - zapytał Piotrek podchwytliwie.
- Jak najbardziej.
- Ok, to zaczynamy.
- Co zaczynamy? Przecież jeszcze nie...
- To może poczekać... - przerwał mi.
Ostrożnie odłożył na bok tacę z jedzeniem i zaczęliśmy się całować.
* * *
- Tato... - szepnęła Zosia i lekko potrząsnęła moim ramieniem.
- Co jest? - zapytałem, przebudzając się.
- Chciałabym już iść. Umówiłam się ze znajomymi.
- Która jest godzina? - nadal byłem zaspany.
- W pół do dziewiątej.
- Jadłaś coś?
- Tak, pani Grażyna dała mi śniadanie.
- Jak to dała ci śniadanie? Sama nie mogłaś sobie zrobić?
- Oj, jak weszłam do kuchni, to wszystko było już gotowe i powiedziała, żebym zjadła.
- No dobrze. Pokaż no mi się.
Zosia stanęła w pewnej odległości od mojego łóżka.
- A te spodnie to nie za krótkie trochę?
- Oj tato...
- No co?
- Wszyscy takie noszą.
- Ale...
- Tak, wiem. Ja nie jestem wszyscy.
- No właśnie.
- Ok, pójdę się przebrać... - powiedziała z rezygnacją w głosie i odwróciła się na pięcie. - ... chociaż nie wiem w co - dodała ciszej.
- Dobra, zostań już w nich.
- Dzięki! - ucieszyła się i odwróciła z powrotem do mnie.
- Posmarowałaś się kremem z filtrem?
- Tak...
- Jakieś nakrycie głowy masz?
- Tak, mam - pokazała czapkę z daszkiem.
- Dobrze. Tylko ubierz tę czapkę, a nie noś jej w ręku.
- Wiem...
- O której zamierzasz wrócić?
- A o której mogę?
- O 22:00.
- Tato, są wakacje.
- To i tak o godzinę dłużej niż zwykle. Doceń to.
- To i tak o godzinę dłużej niż zwykle. Doceń to.
- A może o 22:30? Proszę cię... Jesteśmy nad morzem.
- Jeśli dziś wrócisz o 22:00, to jutro zastanowię się, czy możesz wrócić później.
- No dobra... - odparła nie do końca zadowolona.
- A jakie macie plany na dzisiaj? Co będziecie robili?
- Jeszcze do końca nie wiemy. Na pewno pójdziemy na plażę. A potem zobaczymy.
- Pamiętaj, żeby kąpać się w miejscu do tego wyznaczonym, pod nadzorem ratownika.
- Pamiętam.
- Masz naładowany telefon?
- Mam...
- No dobra, już nie przynudzam. Baw się dobrze! Miłego dnia!
Zosia podeszła, by pocałować mnie w policzek na pożegnanie.
- Wzajemnie. Wy też bawcie się dobrze. I bądźcie grzeczni - puściła znacząco oko.
- Zosiu...
- Pa! - rzuciła na odchodne.
- Pa...
Do mojego pokoju zapukała Grażyna.
- Proszę!
- Dzień dobry Wiktorze - powiedziała na powitanie i stanęła w drzwiach. Pięknie wyglądała w tych rozpuszczonych włosach. Zupełnie inaczej rysowała się jej twarz. Była jakby... młodsza. I pełniejsza. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.
- Dzień dobry - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Słyszałam, że już nie śpisz. Zapraszam na śniadanie.
- Dziękuję. Już schodzę, tylko się ubiorę.
- W porządku. Zaczekam na dole - odparła i wyszła.
Było mi trochę niezręcznie, że wszystko sama przygotowała, a ja spałem tak długo. Jutro wstanę pierwszy. Teraz koniecznie muszę jej powiedzieć, jak korzystnie wygląda w takiej fryzurze.
* * *
Wyglądała doskonale. Uwielbiam ją w tej białej, zwiewnej sukience. Jak dla mnie ma idealną długość - do połowy uda. Do tego pięknie eksponuje jej dekolt i podkreśla nienaganne kobiece kształty. Opalenizna była dodatkowym atutem. Założyła do tego słomkowy kapelusz i duże okulary przeciwsłoneczne. Jest taka piękna...
Poszliśmy najpierw na lody. Spacerowaliśmy alejkami zwiedzając okolicę. Martyna cudownie się śmiała. Była wyluzowana i pełna energii. Chciałbym, żeby dzięki temu wyjazdowi zapomniała o przykrych zdarzeniach, których ostatnio doświadczyła. I żeby poczuła, że ma we mnie oparcie, że może mi zaufać i czuć się przy mnie bezpiecznie. Zrobię wszystko, żeby tak się stało.
- O, bursztyny! Chodź, zobaczymy - podekscytowała się na ich widok i pociągnęła mnie za sobą.
Podeszliśmy pod stoisko z biżuterią i wyrobami z bursztynu. Martyna zaczęła oglądać i przymierzać różne naszyjniki, korale i kolczyki. Wkręciłem się w to razem z nią.
- Ten jest ładny - wskazałem na duży, pojedynczy, brązowy bursztyn oprawiony w srebro, na długim rzemyku.
- O, ale piękny... - zachwyciła się. - Jaki ciekawy i niespotykany kształt.
Przyłożyłem go do jej dekoltu. Martyna przytrzymała wisior i podeszła do lustra. Spoglądała na swoje odbicie w milczeniu.
- Pasuje do ciebie - oceniłem.
Uśmiechnęła się.
- Podoba ci się? - zapytałem.
- Jest śliczny.
- To bierzemy.
- Piotruś! - chwyciła mnie za przegub. - Jest za drogi - wskazała na cenę.
- No to co z tego? - skwitowałem patrząc na metkę. - Przecież ci się podoba.
- Tak, ale szkoda pieniędzy.
- Dla ciebie niczego mi nie szkoda - odpowiedziałem, patrząc jej głęboko w oczy i ujmując w dłoniach jej twarz. Lekko się speszyła, opuszczając wzrok.
- Nie trzeba, Piotruś... Najważniejsze jest to, co czujesz do mnie. I że jesteś.
Pocałowałem ją lekko.
- Chciałbym sprawić ci czymś przyjemność, jakimś drobiazgiem. I żebyś miała pamiątkę z naszego pierwszego, wspólnego wyjazdu.
- Ok. To może wybierzemy jakiś mniejszy kamień?
- Na pewno? - dopytywałem.
- Tak - uśmiechnęła się.
Po kilkunastu minutach wybraliśmy w końcu mniejszy bursztyn na rzemieniu. Też brązowy i równie unikalny w swoim kształcie. Zawiesiłem go Martynie, delikatnie całując przy tym w kark. Pachniała tak oszałamiająco... W podziękowaniu objęła mnie za szyję i namiętnie pocałowała. Odleciałem...
* * *
Grażyna bardzo pragnęła iść na spacer wzdłuż brzegu morza. Fale muskały nasze bose stopy. Ich szum mnie relaksował. Morska bryza była niezwykle orzeźwiająca w ten upalny dzień.
- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam nad morzem... - powiedziała Grażyna. - Chyba, kiedy Piotrek i Romek byli mali. I mąż był jeszcze ze mną...
- Ja byłem tutaj z żoną. Lubiła to miejsce. Byliśmy tu kilka razy. Od tamtego czasu wiele się zmieniło...
- Tyle to lat... Wszystko musiało się zmienić i tutaj.
- To prawda. 17 lat, kawał czasu... - zamyśliłem się.
- To prawda. 17 lat, kawał czasu... - zamyśliłem się.
- Może wstąpimy na mrożoną kawę? - wskazała na małą kawiarenkę na plaży.
- Jasne. Zapraszam.
Usiedliśmy przy stoliku najbliżej morza i złożyliśmy zamówienie.
- Pewnie chciałbyś zapytać, dlaczego mąż zostawił mnie z dziećmi...
- Nie chcę być nietaktowny. Jeśli będziesz gotowa i zechcesz mi o tym opowiedzieć, chętnie wysłucham. Ale jeśli nie, to zrozumiem. Nie czuj się przymuszona do przykrych zwierzeń.
- Czas leczy rany. Byliśmy tacy szczęśliwi. Tak mi się wtedy wydawało. Mieliśmy dwójkę kochanych urwisów. Ja zrezygnowałam z pracy w urzędzie, by zająć się dziećmi i domem, a mąż pracował. Pewnego dnia zobaczyłam go przypadkiem z młodą dziewczyną. Kiedy wrócił do domu, zapytałam o nią. Nie próbował się tłumaczyć. Nagle oznajmił, że między nami wszystko skończone. Że już mnie nie kocha, i że wyprowadza się do niej. W tej samej chwili zaczął się pakować. Zabrał swoje rzeczy i... po prostu wyszedł. Nie pożegnał się nawet z dziećmi. Czułam się, jakbym dostała obuchem w głowę. Cały świat zawalił mi się w przeciągu kilku chwil. Nie wiedziałam co powiedzieć chłopcom. Jak im wyjaśnić, dlaczego ich ojciec nagle odszedł bez słowa. Dlaczego ma inną kobietę. Kilka miesięcy później zażądał rozwodu.
- Przykro mi. To musiało być niezwykle bolesne.
- Było... I minęło... Tyle lat. Dokładnie 18.
- 18? A najmłodszy syn...?
- Tak, dobrze liczysz. Mateusz ma 8 lat. Mąż wrócił po kilku latach. Stracił pracę, a jego młoda kochanka uznała, że jest już dla niej za stary. Został na lodzie. Przepraszał mnie, błagał na kolanach o wybaczenie i danie drugiej szansy. Zrobił się z niego troskliwy mąż i ojciec, choć przez poprzednie lata w ogóle nie interesował się nami. Nie zadzwonił nawet na Święta czy w urodziny dzieci. Chyba nawet nie pamiętał tych dat...
- Trudno mi zrozumieć takie zachowanie. Nigdy nie pojmę, dlaczego nieporozumienia wśród dorosłych muszą odbijać się na dzieciach. Rodzicem jest się do końca życia i niezależnie od tego, czy mieszka się z małżonkiem czy nie.
- Też tego nie mogłam zrozumieć. Chciałam dla synów jak najlepiej. Dlatego... zgodziłam się przyjąć go z powrotem, dla dzieci. To wtedy ponownie zaszłam w ciążę. Ale nim urodził się Mateusz, on znowu kogoś sobie znalazł. Dobrze sytuowaną kobietę. Wszedł do elity, świata luksusu i wtedy już na dobre o nas zapomniał. Nigdy więcej się do nas nie odezwał.
- To znaczy, że najmłodszy syn nie zna ojca?
- Tak, nigdy go nie widział. Napisałam do niego po jego urodzeniu, ale odciął się od nas kompletnie. Pewnie przypominaliśmy mu poprzednie, gorsze życie. A on teraz był kimś... Po urodzeniu Mateusza przerosło mnie to wszystko. Nie mogłam darować sobie, że tak dałam się wykorzystać, że byłam naiwna.
- Tak, nigdy go nie widział. Napisałam do niego po jego urodzeniu, ale odciął się od nas kompletnie. Pewnie przypominaliśmy mu poprzednie, gorsze życie. A on teraz był kimś... Po urodzeniu Mateusza przerosło mnie to wszystko. Nie mogłam darować sobie, że tak dałam się wykorzystać, że byłam naiwna.
- To wcale nie było naiwne.
- Nie??
- To się nazywa zaufanie. Wierzyłaś mu, byłaś gotowa mu przebaczyć i przyjąć z powrotem, żeby dzieci miały ojca. To jedno z najwyższych poświęceń - oceniłem.
- Nigdy w ten sposób o tym nie myślałam... - odparła pozytywnie zaskoczona.
- Najwyższy czas zmienić stary sposób myślenia o sobie.
Uśmiechnęła się z radością w oczach.
- Co było dalej?
- Cóż... Załamałam się i wpadłam w depresję. Pomagała mi moja siostra i Piotrek. Musiał dość szybko dojrzeć. Był dla Mateusza starszym bratem i trochę ojcem. W zasadzie wychowywał go ze mną. Stał się odpowiedzialny za rodzinę. Łapał różne dorywcze prace, bo finansowo było nam wtedy bardzo ciężko. Gdyby nie jego pomoc, zabraliby mi dzieci. Był zdolny, dobrze się uczył. Ale zrezygnował ze studiów, żeby szybciej mógł pójść do pracy i zacząć zarabiać.
- Piotrek to dobry chłopak. Faktycznie, zdolny, odpowiedzialny i zaradny. Wiele w życiu przeszedł, stąd zapewne u niego ta silna osobowość, wrażliwość i wyczulenie na ludzką krzywdę.
- Zawsze miał dobre serce i chętnie pomagał innym.
- Wspaniale wychowałaś synów.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem... - odparłem chwytając ją za dłoń.
* * *
Późny wieczór na pustej plaży był niezwykle romantyczny. Słońce malowniczo zachodziło za horyzont, rysując przy tym na niebie niezwykłe kolory.
Siedzieliśmy z Piotrkiem wtuleni w siebie i zapatrzeni w to cudowne zjawisko. Czułam się odprężona po dzisiejszym mile spędzonym dniu. Piotrek dawał mi siłę i nadzieję, a przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Chciałam jednak czegoś więcej... Wiem, że Piotrek też. Wiedziałam to po tym, jak na mnie patrzył i w jak namiętny sposób mnie całował. Po prostu czułam to. Wiem, że zależy mu, aby była to odpowiednia chwila. Żebyśmy nasz pierwszy raz zapamiętali na zawsze. Ale nie chciał zrobić niczego wbrew mnie, za szybko. Dlatego musiałam nieco przejąć inicjatywę. Byłam gotowa, żebyśmy to zrobili.
- Piotruś...
- Tak? - zapytał i spojrzał na mnie.
W odpowiedzi posłałam mu znaczące, namiętne spojrzenie. W jego oczach po chwili zobaczyłam radość, ale i lekkie niedowierzanie. Patrzyliśmy tak na siebie w milczeniu przez dłuższą chwilę. W końcu zaczęłam go całować. Coraz mocniej i zachłanniej. Wylądowaliśmy na piasku. Pożądałam go coraz bardziej.
- Martynka... Jesteś pewna? - zapytał z błyskiem w oku. - Mogę zaczekać dopóki nie będziesz na to gotowa. Nie chcę cię ponaglać.
- Pragnę cię Piotruś... - odparłam niezwykle seksownie.
W odpowiedzi uśmiechnął się, jakby wygrał los na loterii. Znów zaczęliśmy się całować. Nie przestając odrywać od siebie ust, zaczęłam zdejmować mu koszulkę. Uniósł ręce do góry i tylko na sekundę przestaliśmy, aby przełożyć ją przez jego głowę. Delikatnie, ale energicznie dotykał opuszkami palców niemal całego mojego ciała. Ja zatopiłam swoje dłonie w jego włosach i gładziłam skórę jego głowy.
- Piotrek... - zreflektowałam się po chwili.
- Co jest? - odparł nieco przestraszony.
- Chyba nie zrobimy tego tutaj...?
- Chcesz wracać? - odparł miękko.
Pokiwałam głową patrząc mu w oczy. Pocałował mnie w usta, po czym wziął na ręce i zaniósł do domu.
* * *
Siedzieliśmy na balkonie i podziwialiśmy nocne niebo usłane gwiazdami. W mieście nie widać ich blasku tak dobrze. Popijaliśmy czerwone, półwytrawne wino i miło gawędziliśmy. Okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów.
- Zapowiada się ciepła noc - odparła Grażyna.
- Tak. Chcesz jeszcze wina?
- Poproszę.
Wstałem, aby uzupełnić jej kieliszek. Odkładałem butelkę na stolik, kiedy Grażyna wstała i zakręciło jej się w głowie. Zdążyłem ją przytrzymać. Położyła mi rękę na szyi, żeby złapać równowagę.
- W porządku? - zapytałem.
- Tak - odparła nieco speszona swoim stanem. - Chyba jednak za dużo wina... - uśmiechnęła się.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Nie przestawałem jej obejmować, a ona wciąż trzymała swoją dłoń na moim karku. Nasze twarze oświetlał jedynie blask księżyca. Powoli zbliżaliśmy usta ku sobie aż w końcu się spotkały... Pocałowałem ją delikatnie, ale niepewnie. Nie chciałem jej urazić ani w niczym uwłoczyć. Oddaliłem na moment swą twarz, by sprawdzić jej reakcję. Miała zamknięte oczy. Po chwili otwarła je, uśmiechnęła się i zaczęła mnie całować. Gdy skończyliśmy przytuliła się do mnie. Objąłem ją ramieniem i dalej patrzeliśmy na rozgwieżdżone niebo.
Późny wieczór na pustej plaży był niezwykle romantyczny. Słońce malowniczo zachodziło za horyzont, rysując przy tym na niebie niezwykłe kolory.
Siedzieliśmy z Piotrkiem wtuleni w siebie i zapatrzeni w to cudowne zjawisko. Czułam się odprężona po dzisiejszym mile spędzonym dniu. Piotrek dawał mi siłę i nadzieję, a przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Chciałam jednak czegoś więcej... Wiem, że Piotrek też. Wiedziałam to po tym, jak na mnie patrzył i w jak namiętny sposób mnie całował. Po prostu czułam to. Wiem, że zależy mu, aby była to odpowiednia chwila. Żebyśmy nasz pierwszy raz zapamiętali na zawsze. Ale nie chciał zrobić niczego wbrew mnie, za szybko. Dlatego musiałam nieco przejąć inicjatywę. Byłam gotowa, żebyśmy to zrobili.
- Piotruś...
- Tak? - zapytał i spojrzał na mnie.
W odpowiedzi posłałam mu znaczące, namiętne spojrzenie. W jego oczach po chwili zobaczyłam radość, ale i lekkie niedowierzanie. Patrzyliśmy tak na siebie w milczeniu przez dłuższą chwilę. W końcu zaczęłam go całować. Coraz mocniej i zachłanniej. Wylądowaliśmy na piasku. Pożądałam go coraz bardziej.
- Martynka... Jesteś pewna? - zapytał z błyskiem w oku. - Mogę zaczekać dopóki nie będziesz na to gotowa. Nie chcę cię ponaglać.
- Pragnę cię Piotruś... - odparłam niezwykle seksownie.
W odpowiedzi uśmiechnął się, jakby wygrał los na loterii. Znów zaczęliśmy się całować. Nie przestając odrywać od siebie ust, zaczęłam zdejmować mu koszulkę. Uniósł ręce do góry i tylko na sekundę przestaliśmy, aby przełożyć ją przez jego głowę. Delikatnie, ale energicznie dotykał opuszkami palców niemal całego mojego ciała. Ja zatopiłam swoje dłonie w jego włosach i gładziłam skórę jego głowy.
- Piotrek... - zreflektowałam się po chwili.
- Co jest? - odparł nieco przestraszony.
- Chyba nie zrobimy tego tutaj...?
- Chcesz wracać? - odparł miękko.
Pokiwałam głową patrząc mu w oczy. Pocałował mnie w usta, po czym wziął na ręce i zaniósł do domu.
* * *
Siedzieliśmy na balkonie i podziwialiśmy nocne niebo usłane gwiazdami. W mieście nie widać ich blasku tak dobrze. Popijaliśmy czerwone, półwytrawne wino i miło gawędziliśmy. Okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów.
- Zapowiada się ciepła noc - odparła Grażyna.
- Tak. Chcesz jeszcze wina?
- Poproszę.
Wstałem, aby uzupełnić jej kieliszek. Odkładałem butelkę na stolik, kiedy Grażyna wstała i zakręciło jej się w głowie. Zdążyłem ją przytrzymać. Położyła mi rękę na szyi, żeby złapać równowagę.
- W porządku? - zapytałem.
- Tak - odparła nieco speszona swoim stanem. - Chyba jednak za dużo wina... - uśmiechnęła się.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Nie przestawałem jej obejmować, a ona wciąż trzymała swoją dłoń na moim karku. Nasze twarze oświetlał jedynie blask księżyca. Powoli zbliżaliśmy usta ku sobie aż w końcu się spotkały... Pocałowałem ją delikatnie, ale niepewnie. Nie chciałem jej urazić ani w niczym uwłoczyć. Oddaliłem na moment swą twarz, by sprawdzić jej reakcję. Miała zamknięte oczy. Po chwili otwarła je, uśmiechnęła się i zaczęła mnie całować. Gdy skończyliśmy przytuliła się do mnie. Objąłem ją ramieniem i dalej patrzeliśmy na rozgwieżdżone niebo.
- Dziękuję... - wyszeptała zadowolona.
Nasz pierwszy pocałunek! Ekscytowałem się tym niczym gówniarz. Wiktor, kiedy ty ostatni raz się całowałeś?
Pogładziłem ją po włosach. Nagle usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi. To Zosia wróciła. Grażyna odsunęła się ode mnie.- Może tak będzie lepiej... - wyszeptała i oparła się o balustradę balkonu.
- Cześć wam! - przywitała się.
- Witaj Zosiu - odparła Grażyna.
Ukradkiem spojrzałem na zegarek. Była 22:05.
- Cześć. I jak ci minął dzień? - zapytałem córki.
- Super! A wam?
- Nam też super.
- Przeproszę was na chwilę - powiedziała Grażyna i wyszła. Spojrzałem, czy wszystko z nią w porządku.
- Zrobię sobie coś do jedzenia. Jestem strasznie głodna - powiedziała Zosia.
Zeszła do kuchni. Po chwili dołączyłem do niej. Robiła sobie kanapki.
- Co porabialiście? - spytałem.
- Byliśmy głównie na plaży. Kąpaliśmy się, opalaliśmy. Potem poszliśmy połazić po mieście, zjedliśmy pizzę. Nic szczególnego. A wy co robiliście?
- Mniej więcej to samo.
- Wróciłam punktualnie, widzisz?
- No prawie.
- Przemyślisz, czy mogę jutro wrócić później?
- Przemyślę tak, jak obiecałem.
- Ekstra.
Zosia odwróciła się, by schować produkty do lodówki i wtedy spostrzegłem coś czerwonego na jej szyi.
- Co tu masz? - podszedłem bliżej i dotknąłem zaczerwienionego miejsca.
- Yyy, to nic... - speszyła się.
- Nic?
W tym momencie Grażyna wyszła z łazienki.
- Coś mnie ugryzło na plaży.
- Coś? A może ktoś? - dopytywałem, wiedząc już co kryje ślad na jej szyi.
- Tato!
- Zosiu... Będziemy musieli jutro o tym poważnie porozmawiać.
Zosia opuściła głowę. Wzięła talerz z kanapkami, pożegnała się i poszła do swojego pokoju. Wzdychnąłem ciężko.
- "Malinka"? - zapytała uśmiechnięta Grażyna.
- Co?
- Ślad na szyi Zosi.
- Tak...
- Oj, nie bądź dla niej taki surowy. Dziewczyna dojrzewa, hormony buzują...
- No właśnie tych buzujących hormonów obawiam się najbardziej...
- Daj spokój...
- Dziś przyszła z "malinką", jutro będą się obmacywali, a pojutrze będzie w ciąży.
- Nie przesadzasz?
- Ja?? Za dużo widziałem takich małolat z brzuchem.
- Ale twoja córka jest inna niż te wszystkie małolaty. Nie widzisz tego?
Nic nie odpowiedziałem. Zaskoczyła mnie tym.
- Jest rozsądna i odpowiedzialna. Trochę więcej zaufania, Wiktor.
Spojrzałem na nią. Chyba miała rację... Ale nie tak łatwo jest to zastosować. Martwię się o nią. I boję się, że zrobi coś głupiego. Albo że ktoś wykorzysta jej łatwowierność i skrzywdzi ją.
Grażyna podeszła do mnie i zaczęła głaskać po ramieniu.
- Wspaniale wychowałeś córkę. Macie świetne relacje. Jesteś bardzo dobrym ojcem.
* * *
Dotarliśmy do domku w rekordowo szybkim czasie. Położyłem Martynę od razu na łóżku. Zanim zdążyłem ją pocałować położyła mi na ustach swoją dłoń.
- Wspaniale wychowałeś córkę. Macie świetne relacje. Jesteś bardzo dobrym ojcem.
* * *
Dotarliśmy do domku w rekordowo szybkim czasie. Położyłem Martynę od razu na łóżku. Zanim zdążyłem ją pocałować położyła mi na ustach swoją dłoń.
- Piotruś, bo ja... Jakiś czas temu odstawiłam pigułki - wyjąkała zakłopotana.
Pocałowałem ją.
- Nic się nie martw. Jestem przygotowany. Zaraz wracam - pocieszyłem ją i zniknąłem za drzwiami łazienki.
Po chwili wróciłem. Martynka siedziała na łóżku z rozpuszczonymi włosami. W pokoju paliły się świece. Dzięki temu było niezwykle nastrojowo.
Po chwili wróciłem. Martynka siedziała na łóżku z rozpuszczonymi włosami. W pokoju paliły się świece. Dzięki temu było niezwykle nastrojowo.
Usiadłem za nią. Cudownie pachniała. Odgarnąłem włosy i zacząłem delikatnie masować jej kark. Po chwili powolnym ruchem zacząłem opuszczać w dół ramiączka sukienki aż ta opadła do połowy jej ciała. Moje palce powędrowały na jej ramiona, ręce i piersi. Zacząłem je pieścić. Nie przestawałem dotykać wargami jej karku i szyi. W końcu pod dłońmi spoczywającymi na jej piersiach poczułem dwa małe, znaczące wybrzuszenia... Martyna ujęła moje ręce i poprowadziła je w dół swego ciała, poniżej pępka. Me dłonie zatopiły się pod jej sukienką... Odchyliła się nieco do tylu i położyła mi głowę na ramieniu. Czułem jej oddech na szyi. W niedługim czasie poczułem przyjemną ciepłą wilgoć pod palcami...
Po chwili odwróciła się, położyła mnie na plecach i usiadła w rozkroku na moim brzuchu. Zaczęła muskać ustami tors i pieścić płatki moich uszu. Było mi ogromnie przyjemnie. Martyna zabrała się za zdejmowanie moich spodni i bokserek. Ja dokończyłem zdejmowanie jej sukienki i przeszedłem do bielizny. Delikatnie położyłem ją na plecach u wezgłowia łóżka. Rozchyliła nieco uda. Przystąpiliśmy do miłosnego aktu. Nie spieszyliśmy się. Rozkoszowaliśmy się chwilą i uczuciem, które nas teraz łączy. Starałem się być delikatny. Pokazywała mi, jakie pieszczoty sprawiają jej najwięcej przyjemności.
Z czasem oddychaliśmy coraz szybciej. Martyna co chwilę zamykała oczy w doznawanym uniesieniu i otwierała, patrząc z erotyzmem i pożądaniem głęboko w moje oczy. Ja czułem jak fala ciepła napływała do mojego ciała i je wypełniała. W końcu nasze oddechy zsynchronizowały się i połączył nas miłosny finał... Czułem się spełniony i przepełniała mnie ogromna kula szczęścia...
* * *
Oboje oddychaliśmy równo i miarowo. Piotrek był taki delikatny i czuły. Nie myślał tylko o sobie i swojej przyjemności, ale liczył się ze mną i moimi doznaniami. Pocałowaliśmy się. Objął mnie swoim silnym ramieniem. Opuszką palca gładził po przedramieniu. Położyłam swą głowę na jego nagim torsie i czule go głaskałam.
- W porządku Martynka? - wyszeptał mi do ucha z czułością w głosie.
- Tak Piotruś. Było cudownie... - nie przestawałam patrzeć na niego z namiętnością.
- Mnie też - szepnął i delikatnie musnął mnie wargami w płatek ucha. - Kocham cię... - wyznał.
Nie spodziewałam się, że usłyszę od niego tę deklarację tak szybko. Ale czułam się niezwykle szczęśliwa i spełniona.
- Ja ciebie też... - odpowiedziałam.
Pocałował mnie i przytulił jeszcze mocniej. Zasnęliśmy wtuleni w siebie...
- W porządku Martynka? - wyszeptał mi do ucha z czułością w głosie.
- Tak Piotruś. Było cudownie... - nie przestawałam patrzeć na niego z namiętnością.
- Mnie też - szepnął i delikatnie musnął mnie wargami w płatek ucha. - Kocham cię... - wyznał.
Nie spodziewałam się, że usłyszę od niego tę deklarację tak szybko. Ale czułam się niezwykle szczęśliwa i spełniona.
- Ja ciebie też... - odpowiedziałam.
Pocałował mnie i przytulił jeszcze mocniej. Zasnęliśmy wtuleni w siebie...
C.d.n.
---------------------------------------------
Jubileuszowy, dwudziesty odcinek, nieco dłuższy niż zwykle ;) Mam nadzieję, że się podobał.
Uściski dla Was,
Rudaszek
---------------------------------------------
Jubileuszowy, dwudziesty odcinek, nieco dłuższy niż zwykle ;) Mam nadzieję, że się podobał.
Uściski dla Was,
Rudaszek