Zapłaciłam i wysiadłam. Dookoła unosił się zapach kwitniących majowo drzew. Było dość cicho, choć pora nie była zbyt wczesna. Poszłam przed siebie w kierunku drzwi kamienicy. Z daleka dostrzegłam siedzącą na schodach postać. Zwolniłam ostrożnie krok i zaczęłam się jej przyglądać. To chyba mężczyzna, ale głowę miał opartą na kolanach i zasłoniętą rękami. Gdy zaczęłam się zbliżać, powoli podniósł głowę.
- Co ty tu robisz?? - zapytałam zaskoczona.
- Czekam na ciebie - odparł niezbyt wyraźnie. No to już wszystko jasne...
- Ty piłeś??
- Ale tylko trochę...
- Piotrek, wyglądasz, jakbyś całą noc imprezował... - zaczęłam otwierać drzwi mieszkania, jednocześnie wiedząc, co ta sytuacja oznacza dla mnie. - Wezmę stąd tylko swoje rzeczy i już mnie nie ma.
- Martynka, nie musisz stąd iść. Nie chcę...
- Ale...
- Jak się czujesz? Wszystko już dobrze z tobą? - przerwał mi i wziął mnie za rękę.
- Tak, jest ok.
- Tak bardzo martwiłem się o ciebie...
- Piotrek, chodź połóż się - lekko pociągnęłam go do małego pokoju, który znajdował się przy drzwiach wejściowych.
- Nie chcę spać.
- Sen dobrze ci zrobi.
- Na co dobrze?
- Ok, jak nie chcesz, to nie. Idę do kuchni zrobić sobie herbaty.
Wyszłam z pokoju zupełnie nie wiedząc, co dalej robić. Nastawiłam wodę i zaczęłam zastanawiać się, czy tutaj zostać. Z drugiej strony, nie miałam wyboru - dokąd pójdę? Hmm, zawsze mogę iść do Basi i Adama, pewnie by mnie przygarnęli. Ale Adaś jest po nocnym dyżurze, więc nie chcę przeszkadzać. A propos nocnego dyżuru: czy Piotrek nie miał mieć dzisiaj nocki?
Z rozmyślań wyrwało mnie jego wejście do kuchni.
- Mogłabyś i mnie zrobić coś do picia?
- Jasne, co chcesz?
- Obojętne, byle zimne i mokre...
- Co, kac się odzywa? Było tyle pić wczoraj?
- Daj spokój Martynka. Miałem powód.
- Jasne...
- Naprawdę.
- A ty nie powinieneś mieć wczoraj nocnego dyżuru zamiast rundy po knajpach?
- Miałem mieć... ale potem już nie miałem.
- No ciekawe czemu...
- To nie jest takie proste...
* * *
Właśnie odebrałem w kasie dwa bilety na piątkowy wieczór w teatrze. W kieszeni miałem już trzy do kina na czwartek. Oby tylko te wszystkie moje kobiety - jak to dziwnie brzmi: "moje" - były zadowolone z tych wyborów.
Pojechałem zadowolony do domu, gdzie o dziwo, zastałem jeszcze Zośkę.
- Ty jeszcze nie w szkole? Przecież się spóźnisz.
- Tato, mogę dzisiaj nie iść?
- Z czego masz sprawdzian?
- Z niczego. Na serio, źle się czuję.
- A co ci dolega?
- Boli mnie głowa i brzuch.
Faktycznie, wyglądała niewyraźnie.
- Masz temperaturę?
- Nie wiem.
- To zmierz.
Zośka poszła po termometr. Zaraz potem wróciła i obwieściła:
- 37,5.
- Pokaż - podała mi termometr. Wyświetlacz pokazywał 37,5. - W takim razie kładź się do łóżka. Zaraz do ciebie przyjdę.
Zajrzałem do ojca. Leżał jeszcze. Obok łóżka, na szafce nocnej, stał pusty kubek po herbacie i talerzyk z okruchami chleba. Dobre dziecko, ta Zosia - pomyślałem w duchu i wróciłem się do niej.
- Boli cię coś oprócz głowy i brzucha?
Pokręciła przecząco głową.
- Gdzie dokładnie boli cię brzuch?
W tym momencie szarpnął nią odruch wymiotny. Zerwała się z łóżka do toalety. Po chwili wróciła blada.
- W nocy też wymiotowałaś?
- Tylko raz.
- Masz biegunkę?
- Nie.
- Jadłaś coś teraz?
- Nie.
- Dobra, połóż się. Albo coś ci zaszkodziło albo to grypa żołądkowa. Zobaczymy. Na razie spróbuj się przespać.
Przykryłem ją i wyszedłem. Powinien też trochę się przespać, ale w głowie ciągle miałem jedną myśl: zawieszenie Piotrka...
* * *
- Jak to zostałeś zawieszony??!! - byłam totalnie zszokowana.
- No tak to...
- Ale z jakiego powodu??
- Eee... To nic takiego.
- Coś jednak musiało się stać, skoro Banach odesłał cię z dyżuru, a ty postanowiłeś się upić.
- Dajmy już temu spokój Martynka.
- Piotrek, co się dzieje?? Jesteśmy kumplami czy nie?? Może mogę jakoś ci pomóc? - próbowałam przekonać go do wyjawienia o co poszło. Ratownik nie zostaje ot, tak zawieszony, z dnia na dzień. Musiało się coś wydarzyć - zwłaszcza, że Piotrek przecież nie pije. A już na pewno nie tyle, by doprowadzić się do takiego stanu. Kurde, o co chodzi?! Aż mnie korciło, żeby zadzwonić do Banacha.
Piotrek wypił wodę z cukrem i sokiem z cytryny i zaczął wolno podnosić się z krzesła.
- Daj sobie pomóc...
- A proszę bardzo... Chcesz mnie odprowadzić do łóżka? Zapraszam.
- Przestań żartować, wiesz o czym mówię.
- Martynka... Nie mieszaj się do tego, dobrze? Obiecaj mi.
- Ale do czego??
- Po prostu zostaw to, ok?
Piotrek padł na łóżko. Przykryłam go i wyszłam z mieszkania.
* * *
Obudziły mnie wymioty Zośki. Wstałem, żeby sprawdzić, jak się czuje. Klęczała przy muszli klozetowej.
- Zosiu, jak się czujesz?
- Kiepsko...
- Zrobię ci wodę z solą, żebyś się nie odwodniła.
- Tato, nie dam rady tego wypić...
Poszedłem do kuchni. W tym momencie zadzwonił telefon.
- Cześć Martyna. Jak się czujesz? Wypisali cię już?
- Tak, wszystko dobrze, dziękuję.
- To kiedy do nas wracasz?
- Chciałabym jak najszybciej.
- A do kiedy masz zwolnienie?
- Dostałam tydzień.
- To odpocznij, zrelaksuj się, nabierz sił. Zrób to, na co ciągle brakowało ci czasu.
- Postaram się. Ale ja w zasadzie nie w tej sprawie dzwonię.
- O co chodzi?
- Chodzi... o Piotrka. Został zawieszony, tak?
- Tak.
- Doktorze, wiem że to nie moja sprawa, ale co się stało? Może mogłabym jakoś pomóc?
- Martyna... - nie wiedziałem co odpowiedzieć. Przecież nie mogłem wyjawić jej prawdy. - Nie mogę ci powiedzieć. To poufna sprawa.
- Jasne. Rozumiem. A mogę zapytać, czy to przez jakiś popełniony błąd?
- Nie. Tylko tyle mogę ci powiedzieć.
- Ok. Piotrek jest tym podłamany... Upił się.
- Co??
- Zgarnęłam go spod drzwi jego mieszkania. Teraz śpi.
- Ech... - wzdychnąłem ciężko.
- Doktor wie, że ta karetka i ratownictwo to całe jego życie, tak jak moje.
Moje też, pomyślałem...
- On nie ma nic poza tym!
- Martyna, ja w tej sprawie nic nie mogę zrobić, naprawdę. Piotrek musi sam to załatwić. Ale najlepiej nie siłą. I niech najpierw wytrzeźwieje.
- Jasne, zajmę się nim.
- Trzymaj się.
- Na razie - rozłączyła się.
Poszedłem do Zosi ze szklanką wody z odrobiną soli morskiej.
- Napij się dwa małe łyki.
- Tato, to jest ohydne! Na sam smak tego zacznę znowu wymiotować!
- No spróbuj, zobaczymy.
Upiła ze szklanki małe łyki.
- I co?
- Nic...
- Za chwilę wypij kolejne dwa małe łyki.
- Dobrze.
Pomogłem jej wstać i dojść do łóżka. Zacząłem ją przykrywać.
- Pamiętasz, jak byłaś mała i kładłem cię do snu?
Uśmiechnęła się lekko.
- Pewnie. Przychodziłeś zawsze z Panem Misiem, który pytał twoim głosem, czy może ze mną spać.
- A potem czytałem ci bajkę. Miałaś taki okres, że chciałaś, żebym w kółko czytał ci jedną i tą samą.
- Pamiętam. O łabędziach i chłopcu.
- Tak... Wydaje mi się, jakby to było wczoraj... Czas tak szybko mija...
* * *
Słowa Wiktora jeszcze bardziej mnie zaniepokoiły. To musi być grubsza sprawa! Inaczej na pewno by mi powiedział. Jak nie przez popełniony na dyżurze błąd, no to przez co innego?? Została mi tylko Basia. Adam na pewno zdradził jej, co się stało.
Pojechałam od razu do stacji. Akurat wszyscy byli w terenie, więc było spokojnie.
- Cześć Basiu.
- Martyna? Już wyszłaś ze szpitala?
- Tak, już mnie wypisali.
- Jak się czujesz?
- W porządku.
- Pewnie przywiozłaś zwolnienie lekarskie.
- Tak! - podałam jej zaświadczenie. - Bardzo jesteś zajęta?
- Masz ochotę na kawę? - uśmiechnęła się znacząco. Odwzajemniłam uśmiech.
- Chodź, jest świeżo zaparzona.
Wyjęła z szafki kubki i zaczęła nalewać do nich czarnego płynu.
- Podobno Piotrka zawiesili...
Nagle stanęła w bezruchu i spojrzała na mnie. Patrzyła tak chwilę w milczeniu.
- Co się stało? Mam wrażenie, że wszyscy wokół mnie wiedzą o co chodzi, poza mną. I nikt nie chce mi powiedzieć.
- To ty nic nie wiesz...
- Ale o czym??
Podała mi kubek.
- Basia, proszę cię, oświeć mnie.
Widziałam wahanie w jej oczach.
- No dobra, ale jakby co, to nie wiesz tego ode mnie, jasne?
- Obiecuję! - podniosłam uroczyście dłoń do góry.
- Piotrek pobił się z Rafałem pod stacją.
- Cooo??
- I Rafał złożył na niego doniesienie. Ma podobno obdukcję. Przez to Piotrek został zawieszony do wyjaśnienia sprawy...
Czułam się, jakbym dostała obuchem w głowę... To nie może być prawda... Piotrek pobił Rafała?? Dlaczego?? O co im poszło??
Wybiegłam od razu z bazy. Za plecami słyszałam tylko głos Basi.
* * *
Kulturalną rozrywkę na wieczór mam już zapewnioną. Teraz pozostaje wybór restauracji. A przede wszystkim, jaka to miałaby być kuchnia. Coś tradycyjnego? A może włoska? Albo coś lekkiego? Nie wiem, w czym gustuje mama Piotrka. A dziewczynki - co poza pizzą i fast foodami wchodzi w grę, żeby "nie było obciachu"? Muszę to jeszcze dokładnie przemyśleć.
Na razie wypada zadzwonić i podtrzymać zaproszenie u Pani Strzeleckiej. Wybrałem numer.
- Dzień dobry doktorze - odezwał się w słuchawce miły głos.
- Dzień dobry Pani. Nie przeszkadzam?
- Ależ skąd! Nawet dobrze, że Pan dzwoni. Piotrek już dawno powinien wrócić z dyżuru. Nie mogę się z nim skontaktować. Może Pan wie, czy został dłużej w pracy?
Cholera... Nie przyszło mi do głowy, że Pani Strzelecka o niczym nie wie.
- Proszę się nie denerwować. Z Piotrem wszystko w porządku. Z tego co jest mi wiadomo, to nocuje u siebie w mieszkaniu.
- Ale tam mieszka teraz jego koleżanka z pracy. To on coś z nią...?
- Nie wiem, naprawdę. Nie wnikam w prywatne relacje podwładnych.
- No tak, ma Pan rację, przepraszam. Ale zagadałam Pana, a zdaje się zadzwonił Pan w innej sprawie.
- A tak, chciałem zapytać, czy nasze piątkowe spotkanie aktualne? Z mojej strony owszem...
- Jak najbardziej, z mojej również.
- To cieszę się. Zatem będę po Panią o 18:30.
- Wspaniale!
- Zatem do miłego zobaczenia!
- Do miłego.
* * *
- O co wam poszło??!! - krzyknęłam w progu mieszkania.
- Martynka, kochanie! Jak się cieszę, że cię widzę. Ale dlaczego nie powiedziałaś, że wychodzisz? Przecież przyjechałbym po ciebie.
- Zadałam ci pytanie, odpowiedz!
- Ale nie wiem, o czym mówisz. Uspokój się, kochanie...
- Co ci się stało w nos?? Naprawdę pobiliście się z Piotrkiem??
- Małe sprostowanie: to on mnie pobił i to on mnie napadł.
- Może miał powód?
- Ty go bronisz?? Widzisz, co mi zrobił, w jakim jestem stanie...
- Pytam, o co wam poszło!
- Zaczął cię obrażać, musiałem stanąć w obronie twojego dobrego imienia...
- Że co proszę??!! Nie wierzę w to...
- Ale taka jest prawda kochanie.
- Odwołaj to!
- Co?
- Wycofaj zeznania! Przez ciebie został zawieszony!
- Należało mu się.
- Czy ty siebie słyszysz?? Przez to może mieć kłopoty!
- Trudno. Mógł wcześniej pomyśleć, jakie mogą być konsekwencje jego porywczego charakteru.
- Zrobiłeś to specjalnie, prawda? Wykorzystałeś sytuację, żeby go pogrążyć?
- Sam się pogrążył. Ja tylko korzystam ze swoich praw.
- Odwołaj to wszystko, proszę cię! To na pewno jest jakieś nieporozumienie.
- Ok, wycofam oskarżenie, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Że wrócisz do mnie.
- Słucham??!! Szantażujesz mnie??!!
- Nie. Ja tylko mówię, że twój kolega może mieć problemy...
C.d.n.
---------------------------------------
Publikuję ponownie (data pierwszego opublikowania to 27.11.2015), gdyż właśnie odkryłam, że nie ma tego odcinka na blogu (a przecież był)!! Nie wiem co, kiedy i jak to się stało :-((
Przepraszam za brak prawidłowej kolejności i numeracji opowiadań. Mam nadzieję, że się odnajdziecie ;-)
Ściskam Was i życzę pięknego, jesiennego tygodnia! :-)
Rudaszek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz