- Dusi się! Piotrek, ogarnij się! - krzyknął Wiktor i wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak, już doktorze - podałem mu szybko zestaw do intubacji i starałem się skupić na pacjencie. Tej nocy dyżur był ciężki, nie wracaliśmy ani na moment do bazy. Ciągłe wezwania i same trudne przypadki. Wymagało to sporego skupienia i zaangażowania. A ja nie mogłem oderwać myśli od Martyny. Cały czas, mimochodem, błądziły one gdzieś wokół jej osoby. Ciągle przed oczami miałem jej ostatnie spojrzenie pełne bólu...
Dobra, muszę się zebrać w sobie. Inni ludzie potrzebują mojej pomocy, muszę myśleć o tym co dzieje się teraz, wokół mnie. Jestem przecież ratownikiem, jestem profesjonalistą.
Zapiąłem pasy na ciele pacjenta, który znajdował się na noszach i sprawnym ruchem podniosłem je do góry. Odwieźliśmy go do szpitala w Leśnej Górze, gdzie chorego przejął od nas dr Sambor. Widać było zmęczenie na jego twarzy. Dla niego to też była ciężka i pracowita noc.
- Co z Tobą, Piotrek?! - zapytał Banach, kiedy wychodziliśmy ze szpitala. - Coś się stało?
- Nie, nic doktorze... - urwałem krótko.
Wiktor zatrzymał się.
- Słuchaj, znamy się już trochę. Jak nie chcesz mówić o co chodzi, to po prostu nie mów, ale nie wciskaj mi tych głodnych kawałków, dobrze? - był wyraźnie zirytowany. Wsiadałem do karetki i zastanawiałem się, czy mu powiedzieć.
- Chodzi o Martynę... - wydusiłem z siebie. - Nie mam nawet chwili, żeby się dowiedzieć co z nią.
- I to Cię tak rozprasza?
- No tak... Czekałem na wyniki badań, ale zanim przyszły, musiałem lecieć na dyżur. A teraz wyjazd za wyjazdem...
Wiktor głośno wzdychnął patrząc na mnie jakimś zrezygnowanym wzrokiem. Widziałem, że nie był na mnie zły. Rozumiał. Sam chyba też uzmysłowił sobie, że nic nie wie o Martynie.
Do karetki wsiadła Renata. Banach przez radio połączył się z dyspozytornią. Powiadomił, że pacjent został przetransportowany do szpitala i przy okazji poprosił, by dowiedziano się o stan Martyny Kubickiej. Dyspozytorka obiecała dać znać, gdy czegoś się dowie. Teraz pozostało mi cierpliwe czekanie...
* * *
Nuda... Patrzę w sufit w kolorze, którego nie potrafię zidentyfikować. W rogu sali widać niewielki snop światła padający z nocnej lampki. Pielęgniarka wypełnia jakieś dokumenty. Próbuję się poruszyć.
- Ałaaa!! - przeszywający ból dotknął mojego ciała. Pielęgniarka podeszła do mnie i zapytała, czy wszystko w porządku i czy ma zawołać lekarza.
- Nie trzeba - odparłam cicho. Próbowałam przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, które mnie tutaj sprowadziły. Uderzyłam się w bok, kiedy upadałam... W domu ból narastał... Piotrek... No tak, on mnie znalazł. A co było potem?? Ostatnią rzecz, którą pamiętam, było troskliwe spojrzenie Piotrka... Dalej już wszystko działo się, jak przez mgłę...
Do sali OIOM wszedł dr Krajewski.
- I jak tam Martyna? Jak się czujesz? - zapytał zadowolony, choć widać, że zmęczony dyżurem. Zawsze ma taką pogodną twarz. Od razu robi się lepiej na duszy.
- W porządku. Długo będę musiała tutaj zostać? - zapytałam, choć spodziewałam się odpowiedzi, którą znam.
- Kilka godzin temu przeszłaś operację, miałaś ostry brzuch. Nie wypuszczę Cię stąd przynajmniej przez 3 doby - oznajmił Krajewski.
Pokiwałam głową. Zapytałam chyba po to, żeby się upewnić.
- I jak tam Martyna? Jak się czujesz? - zapytał zadowolony, choć widać, że zmęczony dyżurem. Zawsze ma taką pogodną twarz. Od razu robi się lepiej na duszy.
- W porządku. Długo będę musiała tutaj zostać? - zapytałam, choć spodziewałam się odpowiedzi, którą znam.
- Kilka godzin temu przeszłaś operację, miałaś ostry brzuch. Nie wypuszczę Cię stąd przynajmniej przez 3 doby - oznajmił Krajewski.
Pokiwałam głową. Zapytałam chyba po to, żeby się upewnić.
- Dobrze, że w porę do nas trafiłaś. Mogło być dużo gorzej. W ogóle to nie rozumiem, jak mogłaś zlekceważyć takie objawy... - stwierdził dr Krajewski.
Zrobiło mi się głupio. Spuściłam wzrok.
- Odpoczywaj teraz. Do zobaczenia - odrzekł lekarz i wyszedł.
Ech... Ma rację. Na szczęście, jakimś cudem, Piotrek zjawił się wtedy u mnie. Ciekawe po co przyszedł. Zastanawiałam się też, jak mija mu nocka...
* * *
- Ile to już trwa? - zapytał Wiktor.
- Ponad 20 minut - odpowiedziała Renata.
- Piotrek, jeszcze jedna dawka adrenaliny - oznajmił lekarz.
- Robi się - odparłem i szybko wykonałem polecenie. Renata nie przestawała wykonywać masażu serca. Wiktor wentylował pacjenta przy użyciu worka Ambu. Co chwilę zerkaliśmy na wykres monitora.
- Asystolia - powiedziała Renata.
- Dobra, przerywamy akcję. To koniec. Czas zgonu: 4:43 - oznajmił Banach spoglądając na zegarek.
W takich momentach zawsze pojawia się ta chwila zadumy. Poczucie przegranej. I straty. Niby obcy, a jednak trochę ciężko... Przecież to człowiek. Ktoś gdzieś czeka na niego, kocha go i pewnie się martwi, że jeszcze nie wrócił. A on już nigdy nie wróci...
* * *
- Ile to już trwa? - zapytał Wiktor.
- Ponad 20 minut - odpowiedziała Renata.
- Piotrek, jeszcze jedna dawka adrenaliny - oznajmił lekarz.
- Robi się - odparłem i szybko wykonałem polecenie. Renata nie przestawała wykonywać masażu serca. Wiktor wentylował pacjenta przy użyciu worka Ambu. Co chwilę zerkaliśmy na wykres monitora.
- Asystolia - powiedziała Renata.
- Dobra, przerywamy akcję. To koniec. Czas zgonu: 4:43 - oznajmił Banach spoglądając na zegarek.
W takich momentach zawsze pojawia się ta chwila zadumy. Poczucie przegranej. I straty. Niby obcy, a jednak trochę ciężko... Przecież to człowiek. Ktoś gdzieś czeka na niego, kocha go i pewnie się martwi, że jeszcze nie wrócił. A on już nigdy nie wróci...
Nic więcej nie mogliśmy zrobić... Facet nie miał szans. Zawał był zbyt rozległy, a pogotowie zostało zawiadomione zbyt późno.
Moje myśli ponownie pobiegły w kierunku Martyny. Ona ma Rafała. I rodziców. Nadopiekuńczych nieco, to prawda, ale są. Oboje. Ja mam braci i mamę. Ale na mnie nikt w domu nie czeka...
- 21S, mam informacje odnośnie Martyny - usłyszałem głos dyspozytorki w radiu i pobiegłem do karetki. - 21S, jesteś tam?
- 21S, zgłaszam się. Mów co wiesz o Martynie.
- Jest po operacji, śledziony nie udało się uratować. Ale jest stabilna. To wszystko co udało mi się ustalić. Straszny dziś kocioł.
- Dzięki wielkie, naprawdę!! Masz u mnie kawę - powiedziałem z nieskrywaną radością do dyspozytorki.
- Dobra, dobra, Piotrek... Co z tym mężczyzną z zatrzymaniem krążenia?
- Przed chwilą zmarł.
- Przyjęłam. Zaczekajcie na policję.
Odetchnąłem z ulgą. Wrócił mi humor i skupienie. Szkoda, że musieli jej usunąć śledzionę. Ale podejrzewałem, że tak się to może skończyć. Za długo chodziła w takim stanie. Najważniejsze, że wszystko jest dobrze. A bez śledziony da się żyć.
* * *
Jeszcze przed pracą Rafał obiecał, że do mnie zajrzy. Pewnie niedługo się tu zjawi. Przewieźli mnie już na normalną salę. Nie mogę jeszcze wstawać, ale w końcu coś się dzieje: ludzie chodzą po korytarzu i słońce widać przez okno. Jest też sympatyczna starsza pani z łóżka obok. Można z nią miło porozmawiać.
Nagle w drzwiach zobaczyłam Rafała z kwiatami. Sprawił mi nimi wiele radości. Pamiętał, że lubię żółte tulipany. Trochę był na mnie zły, że zawiadomiłam go tak późno. Ale... lepiej późno niż wcale. Przykazałam mu, żeby nie informował moich rodziców - chyba, że umrę. Jeszcze są gotowi zjawić się tutaj i truć mi, jaki to niebezpieczny zawód wybrałam, a po co mi to, i żebym wróciła do firmy ojca. Tego gadania to dopiero bym nie przeżyła.
- Nastraszyłaś mnie kochanie. Nigdy więcej tak mi nie rób! Obiecaj - prosił Rafał.
- Obiecuję - przyrzekłam.
- Kiedy Cię wypiszą?
- Lekarz mówił, że jak wszystko będzie w porządku, to za jakieś 3 dni. Gorączki nie mam, rana pooperacyjna wygląda dobrze, więc to optymistycznie rokuje.
- Co się w ogóle stało? Skąd nagle ta uszkodzona śledziona?
Opowiedziałam mu wszystko: o upadku, o dziecku, które w ten sposób chroniłam i o Piotrku, który mnie znalazł i wezwał pomoc.
- Po co do Ciebie przyszedł? Mało widujecie się w pracy?
- Oj, daj spokój... Chyba nie jesteś o niego zazdrosny?
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - dopytywał Rafał.
- Nie wiem po co przyszedł. Nie zdążył mi powiedzieć. Zadowolony? - rzuciłam w gniewie. To "przesłuchanie" zaczęło mnie wkurzać.
- Przepraszam, nie chciałem Cię zezłościć. Po prostu jestem o Ciebie zazdrosny.
- Nie masz powodu. To tylko kolega. Całe szczęście, że do mnie przyszedł, bo mogło się to skończyć dużo gorzej... - wypaliłam. - Gdyby nie Piotrek, kto wie co teraz byłoby ze mną.
Moje myśli ponownie pobiegły w kierunku Martyny. Ona ma Rafała. I rodziców. Nadopiekuńczych nieco, to prawda, ale są. Oboje. Ja mam braci i mamę. Ale na mnie nikt w domu nie czeka...
- 21S, mam informacje odnośnie Martyny - usłyszałem głos dyspozytorki w radiu i pobiegłem do karetki. - 21S, jesteś tam?
- 21S, zgłaszam się. Mów co wiesz o Martynie.
- Jest po operacji, śledziony nie udało się uratować. Ale jest stabilna. To wszystko co udało mi się ustalić. Straszny dziś kocioł.
- Dzięki wielkie, naprawdę!! Masz u mnie kawę - powiedziałem z nieskrywaną radością do dyspozytorki.
- Dobra, dobra, Piotrek... Co z tym mężczyzną z zatrzymaniem krążenia?
- Przed chwilą zmarł.
- Przyjęłam. Zaczekajcie na policję.
Odetchnąłem z ulgą. Wrócił mi humor i skupienie. Szkoda, że musieli jej usunąć śledzionę. Ale podejrzewałem, że tak się to może skończyć. Za długo chodziła w takim stanie. Najważniejsze, że wszystko jest dobrze. A bez śledziony da się żyć.
* * *
Jeszcze przed pracą Rafał obiecał, że do mnie zajrzy. Pewnie niedługo się tu zjawi. Przewieźli mnie już na normalną salę. Nie mogę jeszcze wstawać, ale w końcu coś się dzieje: ludzie chodzą po korytarzu i słońce widać przez okno. Jest też sympatyczna starsza pani z łóżka obok. Można z nią miło porozmawiać.
Nagle w drzwiach zobaczyłam Rafała z kwiatami. Sprawił mi nimi wiele radości. Pamiętał, że lubię żółte tulipany. Trochę był na mnie zły, że zawiadomiłam go tak późno. Ale... lepiej późno niż wcale. Przykazałam mu, żeby nie informował moich rodziców - chyba, że umrę. Jeszcze są gotowi zjawić się tutaj i truć mi, jaki to niebezpieczny zawód wybrałam, a po co mi to, i żebym wróciła do firmy ojca. Tego gadania to dopiero bym nie przeżyła.
- Nastraszyłaś mnie kochanie. Nigdy więcej tak mi nie rób! Obiecaj - prosił Rafał.
- Obiecuję - przyrzekłam.
- Kiedy Cię wypiszą?
- Lekarz mówił, że jak wszystko będzie w porządku, to za jakieś 3 dni. Gorączki nie mam, rana pooperacyjna wygląda dobrze, więc to optymistycznie rokuje.
- Co się w ogóle stało? Skąd nagle ta uszkodzona śledziona?
Opowiedziałam mu wszystko: o upadku, o dziecku, które w ten sposób chroniłam i o Piotrku, który mnie znalazł i wezwał pomoc.
- Po co do Ciebie przyszedł? Mało widujecie się w pracy?
- Oj, daj spokój... Chyba nie jesteś o niego zazdrosny?
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - dopytywał Rafał.
- Nie wiem po co przyszedł. Nie zdążył mi powiedzieć. Zadowolony? - rzuciłam w gniewie. To "przesłuchanie" zaczęło mnie wkurzać.
- Przepraszam, nie chciałem Cię zezłościć. Po prostu jestem o Ciebie zazdrosny.
- Nie masz powodu. To tylko kolega. Całe szczęście, że do mnie przyszedł, bo mogło się to skończyć dużo gorzej... - wypaliłam. - Gdyby nie Piotrek, kto wie co teraz byłoby ze mną.
- Nawet nie chcę o tym myśleć... - skwitował Rafał.
Trzeba przyznać, że uratował mnie. Chyba mój Anioł Stróż go przysłał. Muszę podziękować Piotrkowi. Mam nadzieję, że zajrzy do mnie chociaż na chwilę po dyżurze. I Wiktor i Adam też.
* * *
Padam z nóg... Czuję się, jakby ten dyżur trwał bez przerwy ze dwie doby. Gdyby nie perspektywa odwiedzenia Martyny w szpitalu, inaczej pewnie nie miałbym siły jechać do domu. Bo po co, dla kogo? Do pustych ścian?
Ale ona mobilizowała mnie do tego stopnia, że pojechałem nawet kupić kwiaty. Tu niedaleko jest mała kwiaciarnia. Nie wiedziałem, jakie wybrać. Jakie lubi? W jakim kolorze? Rozglądając się zwróciłem uwagę na tulipany. Ładne są te żółte. To takie wiosenne kwiaty, a kolor przypomina słońce. Ok, biorę te.
Wszedłem do szpitala. Zamierzałem dowiedzieć się, w której leży sali, kiedy spotkałem Rafała. Zapamiętałem go, bo kilka razy przyszedł po Martynę pod stację. Sądziłem, że mnie nie rozpozna, ale myliłem się. Podszedł do mnie pierwszy.
- Idziesz do Martyny? - zapytał i spojrzał na mój bukiet.
- Tak. W której jest sali?
- Wiesz... To nie jest dobry moment - ostrzegł mnie.
- Dlaczego nie? Coś się stało? Coś nie tak z Martyną? - pytałem podenerwowany.
- Nie, nie... Słuchaj... Ja do Ciebie nic nie mam. Podobno ją uratowałeś, więc jestem Twoim dłużnikiem. Ale Martyna nie chce Cię widzieć.
- Jak to??!! Ale dlaczego??!! - zapytałem zaskoczony.
- Nie wiem, może to przez narkozę, albo te silne środki przeciwbólowe, które dostaje. Wiesz, musi teraz odpoczywać, więc lepiej jej nie denerwować - próbował załagodzić.
- Ale jak to nie chce mnie widzieć??!! Dlaczego tak nagle... - dopytywałem, ale Rafał mi przerwał.
- Uszanuj to, proszę Cię - zakomunikował stanowczo.
Wyszedłem ze szpitala oszołomiony... Martyna nie chce mnie widzieć... W głowie kołatało mi się jedno słowo: "dlaczego?".
Stanąłem przed wejściem, gapiąc się beznamiętnie w próżnię. W dłoni trzymałem opuszczony bukiet żółtych tulipanów...
Wszedłem do szpitala. Zamierzałem dowiedzieć się, w której leży sali, kiedy spotkałem Rafała. Zapamiętałem go, bo kilka razy przyszedł po Martynę pod stację. Sądziłem, że mnie nie rozpozna, ale myliłem się. Podszedł do mnie pierwszy.
- Idziesz do Martyny? - zapytał i spojrzał na mój bukiet.
- Tak. W której jest sali?
- Wiesz... To nie jest dobry moment - ostrzegł mnie.
- Dlaczego nie? Coś się stało? Coś nie tak z Martyną? - pytałem podenerwowany.
- Nie, nie... Słuchaj... Ja do Ciebie nic nie mam. Podobno ją uratowałeś, więc jestem Twoim dłużnikiem. Ale Martyna nie chce Cię widzieć.
- Jak to??!! Ale dlaczego??!! - zapytałem zaskoczony.
- Nie wiem, może to przez narkozę, albo te silne środki przeciwbólowe, które dostaje. Wiesz, musi teraz odpoczywać, więc lepiej jej nie denerwować - próbował załagodzić.
- Ale jak to nie chce mnie widzieć??!! Dlaczego tak nagle... - dopytywałem, ale Rafał mi przerwał.
- Uszanuj to, proszę Cię - zakomunikował stanowczo.
Wyszedłem ze szpitala oszołomiony... Martyna nie chce mnie widzieć... W głowie kołatało mi się jedno słowo: "dlaczego?".
Stanąłem przed wejściem, gapiąc się beznamiętnie w próżnię. W dłoni trzymałem opuszczony bukiet żółtych tulipanów...
C.d.n.
Łał! Piszesz wspaniale i znowu nie mogę doczekać się następnej części. Gratuluję talentu szczęściaro. Co do opowiadania, ale kretyn z tego Rafała. Typowy zazdrośnik. Pozdrawiam serdecznie. Patrycja :-)
OdpowiedzUsuńNastępna część powstaje już od piątkowego wieczoru i jest gotowa w 3/4, także zapraszam do zaglądania, niebawem wrzucę :)
UsuńPozdrawiam,
Rudaszek
Świetne opowiadanie ;) nie moge doczekać się następnego♡♡
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Julka
Bardzo dziękuję :)) I zapraszam! Część 3 już na ukończeniu :)
UsuńPozdrawiam,
Rudaszek
Świetnie ! :* <3 !
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!! :*
UsuńWitam nową koleżankę w naszym małym blogerskim, czy tam blogowym, jak kto woli, świecie i już na wstępie życzę powodzenia w dalszym rozwijaniu pisarskiej pasji, bo o to w tym chodzi i to jest najważniejsze.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać że jestem pod wrażeniem, bo w moim mniemaniu istnieje naprawdę mało wartościowych blogów, i bohaterach "Na Sygnale", a Twój od dziś mieści się w tej niewielkiej ilości. Nie powiem, że jest idealnie, bo lepiej może być zawsze. Poza tym lekką krytyka staram się zmusić cię do dalszego rozwoju. Taka jestem zła, ha ha...
Czytając zauważyłam, że mieszasz czasy. Raz używasz przeszlego, raz terazniejszego, a to razi trochę w oczka, powodując maleńki minusik. Jeśli to zabieg celowy, świetny pomysł. Jeśli przypadek, nienajlepiej.
Cieszy mnie, że w Twojej wersji między bohaterami jest utworzona juz jakaś więź, ale nie jest rozwinięta w najwyższym poziomie. Znają się, ale nadal poznają.
Muszę zaznaczyć, że jestem przeciwniczką związku Martyny i Piotra, może też przez to nie przepadam za Kubicką, i fakt, że wszystko wskazuje na to że ich polaczysz, zasmuca mnie. Nie chcę jednak ingerować w Twoje opowiadanie i Twój obraz tego świata i zapewniam że przyjmę je, takie jakie sobie zaplanujesz i jakie napiszesz. Chcę abyś korzystała że wszystkich pomysłów, bo te Twoje zawsze najlepsze. Bo są Twoje. :-)
Zaczynając pisać, w głowie miałam milion zdań, ale teraz gdzieś się ulotnily. Nie wiem, co jeszcze chciałam napisać.
Mogłabyś powiedzieć, Moja Droga, czy kolejne części poojawiaja się w jakiś określony dzień, czy w zależności kiedy powstaną?
Na koniec, pozwolę sobie zrobić maleńką reklamę i zaprosić Cię do mnie:
CzerwonaPomadkaa.blogspot.com
Wybacz mi błędy, ale klawiatura telefonu i autokorekta, bynajmniej nie ułatwia mi pisania.
Buziaki:-*
CzerwonaPomadkaa
Witam doświadczoną koleżankę Blogerkę ;)
Usuń/mam nadzieję, że określenie "Blogerka" nie jest dla Ciebie obraźliwe czy niemiłe/
Bardzo Ci dziękuję, że podzieliłaś się ze mną swoimi opiniami. Są dla mnie bardzo cenne. Dziękuję za dogłębną analizę, konstruktywne uwagi (bo nie odbieram tego jako krytyki) oraz docenienie tego, co i w jaki sposób piszę. Lubię się rozwijać i zawsze dążę do tego we wszystkim, czym się zajmuję (czy to zawodowo czy prywatnie - jak np. teraz pisanie bloga).
Co do mieszania czasów, to jest to celowy zabieg. Tak to sobie wymyśliłam i bardzo tego pilnuję (żeby np.w czas przeszły nagle nie wkradł mi się przypadkiem teraźniejszy i odwrotnie). W moim mniemaniu tak jest ciekawiej i nie tak "szablonowo", standardowo, jak na innych blogach (nie tylko tych dotyczących "Na sygnale", ale tak generalnie). Nie wiem jeszcze, czy przez cały czas będę się tego uparcie trzymała. Na razie taki styl mi się podoba.
Co do więzi pomiędzy Piotrkiem i Martyną, to również celowo zbudowałam między nimi taką trochę niedopowiedzianą relację, nie określoną wprost. Zastajemy ich w jakimś momencie życia prywatnego (lecz też niezbyt to jest jasne), ale też na pewnym etapie budowania relacji - czy to koleżeńskich, czy to przyjacielskich, czy uczuciowych. Szczerze mówiąc, sama jeszcze nie wiem, w jakim kierunku pójdę z nimi. Może wprowadzę nowe postaci, żeby trochę namieszać :) Wszystko dzieje się w mojej głowie "spontanicznie" ;) Nie mam zaplanowanych dwudziestu odcinków do przodu :) Kończę teraz trzeci odcinek, a nie mam pojęcia, co zdarzy się w czwartym :)
Jeśli chodzi o to, kiedy będą pojawiały się kolejne części, to na początku myślałam, żeby to był jeden konkretny, stały dzień. Ale teraz wydaje mi się, że to powodowałoby u mnie pewne "ciśnienie", presję, że MUSZĘ, bo dziś jest ten dzień. A tak, mam ochotę, czas i wenę, to piszę i publikuję. Coś mi wypadnie, że nie zdążę, to nic - napiszę i wrzucę za 1-2 dni później. Taki stały dzień mógłby szybko zabić we mnie tę pasję i wymusić pisanie pod presją terminu. A tego bym nie chciała. Także z góry przepraszam, że kolejne części będą pojawiały się różnie w czasie.
Jeśli mogę zapytać, to dlaczego nie przepadasz za Martyną? ;)
Gdyby ponownie nawiedziły Cię te "miliony zdań", które podczas pisania powyższej opinii nagle się ulotniły, to zapraszam do ich wyrażenia :) I z góry dziękuję.
Na pewno skorzystam z zaproszenie i z przyjemnością zajrzę na Twojego bloga - trochę też po to, by podejrzeć doświadczoną koleżankę ;)
Pozdrawiam i ściskam,
Rudaszek
Jak Ty cudownie piszesz! Mam nadzieję, że pojawi się jakiś wątek z dr Anną i Wiktorem :)
OdpowiedzUsuńOch, dziękuję bardzo!! :)) Świetny pomysł! Myślę, że wkrótce go wykorzystam, jeśli pozwolisz ;)
UsuńPozdrawiam,
Rudaszek
Choć przeczytałam od razu jak opublikowałaś to komentarz mam okazję dopiero teraz napisać.
OdpowiedzUsuńChciałabym się odnieść do poruszonej kwestii mieszanki czasów. :) Ja osobiście nawet nie zwróciłam na to uwagi, bo dla mnie to wszystko bardzo natualnie brzmiało i brzmi. :)
Twoje opwiadanie choć zmierza do tego by złączyć razem tę dwójkę bohaterów na których się skupiasz to nie robisz tego tak na siłe co mnie cieszy. U Ciebie wszystko się rozwija, co jest naprawdę fajne i bardzo to lubię w opowiadaniach. :)
Rafał widać nieźle tutaj namieszał oj ciekawe co on znów powie Martyniem.. O ile Piotr nie uniesie się honorem to będą mieli jeszcze szanse to wszystko wyjaśnić np. telefonicznie. Ciekawa jestem jak to wszystko się rozwiąże i potoczy dalej. :) Zapowoada się ciekawie.
Nie obraziłabym się też gdyby pjawiło się więcej Wiktora :D Ale zdaje sobie sprawę, że to opowiadanie jest typowo Martynowo - Piotrkowe. Nie mniej jednak, zaakceptuje wszystko co napiszesz. :)
Twój talent nie ulega wątpliwości. Widać to również i w tej części. Dlatego z ogromną przyjemnością czyta się każde zdanie. :) Czekam na ciąg dalszy! :)
Powodzenia w dalszym pisaniu,
Spookie
Dziękuję, że kolejny raz poświęcasz czas, aby pozostawić tutaj swój komentarz z opiniami :)) To bardzo cieszy. Miło mi jest również, że odnosisz się do wpisów innych osób i wyrażasz swoje zdanie :)
UsuńJak już kilka dni temu napisałam pod czyimś wpisem, sama jeszcze nie wiem, jak to wszystko się potoczy, kogo z kim połączę, czy może wprowadzę jakieś nowe postaci, by bardziej zamieszać. Koncepcje co chwilę się zmieniają ;)
Do wątku z Wiktorem też się przymierzam (podobnie z Adasiem; chciałabym go jakoś fajnie wprowadzić). Ale muszę sobie to wszystko jednak jeszcze przez chwilę obmyślić ;) Jak również to, czy w jednym opowiadaniu poruszać wątki wszystkich, czy tylko wybiórczych osób i np. robić to naprzemiennie. Oto są pytania! ;)
Pozdrawiam i dziękuję raz jeszcze za pozytywne "nakręcenie" ;)
Rudaszek