czwartek, 15 października 2015

Odcinek 4_Ponad siły


Świeżo zaparzona kawa przyjemnie roztaczała swoją woń po mieszkaniu. Za oknem słońce budziło się do życia. Wstałam i założywszy na siebie koszulę Rafała, udałam się do kuchni. 
- Dzień dobry kochanie - powitał mnie narzeczony.
- Dzień dobry - odpowiedziałam i pocałowałam go namiętnie w usta.
- Jak się spało?
- Wspaniale. Dziękuję Ci, że jesteś i troszczysz się o mnie - wtuliłam się w jego ramiona, a on mocno mnie przytulił.
- Kocham Cię i chcę się Tobą opiekować. Chcę być z Tobą na dobre i na złe - wyznał. Założyłam mu ręce na szyi i raz jeszcze pocałowałam.
- Idź się ubrać, a ja zrobię śniadanie. Na co masz ochotę?
- Na cokolwiek, byleby przyrządzone przez Ciebie - odparłam radośnie i zniknęłam w łazience.

Do stacji pogotowia dotarłam trochę wcześniej. Panowała dziwna atmosfera. W kuchni zauważyłam Piotrka. Jego twarz nie kryła zmęczenia. Zdziwiłam się, że Wiktor dopuszcza go do pracy w takim stanie. Od razu widać, że wczoraj zabalował. Jednak po chwili dostrzegłam, że było na niej znać coś jeszcze, coś jakby niepokojącego. 
Doktor Anna podała mu kubek z wrzącym napojem. Skinął głową w geście podziękowania. Pogłaskała go po ramieniu. O co chodzi?? I dlaczego jest taki przygaszony?? Jakby uszła z niego energia. 

Po chwili wezwał go do siebie dr Banach i zamknął za nim drzwi.

* * *

- Jaki jest stan Twojego brata? - zapytał z troską Wiktor.
- Kiepski, doktorze. Operacja usunięcia krwiaka mózgu skończyła się nad ranem, były komplikacje. Teraz trzeba czekać. Ale rokowania nie są dobre... - odparłem przybity.
- Jak radzi sobie Twoja mama?
- Jest załamana i kompletnie rozbita. Obwinia się o to wszystko. A przecież to nie jej wina, że Romek spadł z drabiny, kiedy malował sufit.
- No tak... A co z młodszym bratem?
- Mateuszem zajmuje się teraz ciotka, siostra mamy. Młody nie wie jeszcze o wszystkim, ale trudno będzie go oszukać...
- Nie ukrywaj przed nim prawdy o stanie Romka. Ale dostosuj informacje i sposób ich przekazania do jego wieku.
- Jasne. Wszystko mu dzisiaj jakoś powiem.
- A jak Ty się masz, Piotrek? Na pewno dasz radę pracować w takim stanie? - zapytał mnie wyrozumiale.
- Tak, doktorze. Poradzę sobie, jestem twardy - odparłem zdecydowanie.
Przyglądał mi się uważnie przez chwilę, jakby chciał wyczytać odpowiedź z mojej twarzy.
 - Na pewno? - dopytywał.
- Na pewno doktorze.
- Może poproszę Adama, żeby Cię zmienił po kilku godzinach? Nie spałeś całą noc, wcześniej miałeś dyżur - próbował jakoś pomóc Wiktor.
- Dam radę.
- No dobra... Ale jakby co...
- Tak, wiem. Dziękuję - odparłem i skierowałem się do wyjścia.
- Piotrek...
- Tak? - odwróciłem się do niego.
- Słuchaj, gdybym mógł w jakikolwiek sposób pomóc, albo gdybyście czegoś potrzebowali, to śmiało daj znać - zaoferował się Banach.
- Bardzo dziękuję doktorze. To miłe z Pana strony - szczerze podziękowałem i obaj wyszliśmy z jego gabinetu. 
Wybiła 7:00. Czas rozpocząć dyżur.

* * *

Na razie nie mamy żadnych wezwań. Piotrek śpi zwinięty na kanapie, czemu z pewnej odległości przygląda się zamyślony Wiktor. Czuję, że coś się dzieje. To wszystko jest nienaturalne. Ale o co chodzi??
Nagle napłynęło wezwanie z dyspozytorni.
- Dobra, zbieramy się - powiedział Banach. Ale Piotrek nie drgnął.
- Ej, wstawaj śpiochu! Zgłoszenie mamy - powiedziałam głośniej w jego stronę. Otworzył oczy i przez kilka sekund sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, gdzie jest ani co się dzieje.
- Piotrek, jedziemy! - poganiałam go. Zerwał się na równe nogi. W biegu zakładał kurtkę.
Wiktor zatrzymał mnie na chwilę obok karetki.
- Odpuść mu teraz, dobrze? - poprosił spokojnie.
- Ale ja przecież tylko...
- Nie czepiaj się go. A teraz wsiadaj, jedziemy.

* * *

. . . .

Chyba faktycznie to nie był najlepszy pomysł, żeby brać kolejny dyżur z rzędu. Ciągłe nerwy i niewielka ilość snu robią swoje. Ale tylko w pracy mogę choć na chwilę przestać myśleć i zająć się czymś innym, pożytecznym. W dodatku udaję przed wszystkimi, że jest ok, że sobie radzę. Ale chyba powoli przestaję... Nie chcę jednak, żeby Wiktor odsunął mnie od roboty i wysłał na przymusowy urlop. Zwariowałbym od tego siedzenia i nic nie robienia. Myśli nie dałyby mi spokoju. A trzeba codziennie normalnie żyć. Przynajmniej starać się. Wyprawić młodego do szkoły, potem przypilnować, żeby odrobił lekcje. Zrobić zakupy, coś do jedzenia. Ogarnąć trochę mieszkanie. Teraz praktycznie mieszkam z nimi i opiekuję się. Z mamą nie jest najlepiej. Źle to znosi. Mateusz też przeżywa to na swój sposób. Ktoś więc musi się trzymać i być silny w tym wszystkim. 
Mija siódma doba od operacji, a stan Romka wciąż pozostaje bez zmian. Lekarze nadal utrzymują go w śpiączce farmakologicznej. Istnieje obawa, że mózg nie podejmie niektórych swoich funkcji. Po upadku krwiak szybko narastał i po otwarciu okazał się dość rozległy. Bardziej niż na to wskazywała tomografia komputerowa.

Wyszedłem od Romka ze szpitala i udałem się do bazy. Za 15 minut zaczynałem dyżur.
Po przyjściu, od razu skierowałem się do gabinetu Banacha. Zapukałem.
- Można?
- Wchodź Piotrek. Co tam nowego?
- Nic. Bez zmian. Mam małą prośbę do doktora.
- Słucham?
- Czy mógłby doktor wypisać receptę na Hydroxyzynę? To dla mamy. Źle to wszystko znosi...
- Jasne, nie ma sprawy - odrzekł i zabrał się za wypełnianie formularza w komputerze.
- Dobrze się czujesz? - zapytał nagle.
- Tak. Tylko trochę jestem zmęczony.
- Może Adam albo Renata...
- Nie trzeba, naprawdę. Daję radę - przerwałem mu.
Po chwili Wiktor podał mi receptę.
- Tylko pilnuj, żeby mama nie przekraczała 4 tabletek na dobę.
- Oczywiście, dopilnuję tego. Dziękuję doktorze - wziąłem receptę i wyszedłem.

Renata zagadnęła mnie w korytarzu.
- Jak się miewa Twój brat?
- Bez zmian.
- A mama, jak się trzyma?
- Kiepsko...
- Słuchaj, może mogłabym Ci jakoś pomóc, coś zrobić dla Ciebie...
- Nie trzeba, radzę sobie, ale dzięki.
- Jadłeś coś w ogóle?
Jedzenie. Uświadomiłem sobie, że nie dość, że nie pamiętam, kiedy ostatnio coś zjadłem, to na dodatek nie odczuwałem głodu. Niedobrze...
- Jeszcze nie zdążyłem. Przekąszę coś, gdy będziemy zjeżdżali z wezwania.
- To napij się chociaż kawy - podała mi swój kubek z ciepłym napojem. Pociągnąłem kilka głębszych łyków i pobiegłem się przebrać.

* * *

Nikt ani nic nie jest w stanie zepsuć mi dzisiaj nastroju! Nawet Piotrek ani doktor Góra. Jestem taka szczęśliwa i rozpiera mnie energia! Mogłabym góry przenosić! Planowanie ślubu to jednak miłe zajęcie, choć zabiera mnóstwo czasu. Tyle spraw trzeba ustalić, przemyśleć. Wybrać salę weselną, zespół, menu, kwiaty. A ja jeszcze suknię, buty i dodatki. Na szczęście mamy na to sporo czasu, więc spokojnie zdążymy ze wszystkim.
Weszłam do stacji i ledwo co zdążyłam się przebrać, a już zrobił się sajgon. Dostaliśmy wezwanie do płonącej starej kamienicy. Będzie gorąco... I to nie tylko od płomieni...

Na miejsce dotarliśmy jako pierwsi, jeszcze przed strażakami. Wysiedliśmy z karetki i patrzyliśmy, jak płomienie trawią od parteru konstrukcję budynku.
- A gdzie straż pożarna? - zapytał Piotrek.
- Wygląda na to, że jesteśmy pierwsi. Pewnie mieliśmy najbliżej. Bądźcie w gotowości. Za chwilę może zrobić się tu naprawdę gorąco - przyszykował nas Wiktor.
Nagle dostrzegłam w oknie na pierwszym piętrze chłopca. Pięściami uderzał w szyby. Staliśmy bezradnie, a wozów strażackich nadal nie było. Niespodziewanie Piotrek zaczął szykować się do wejścia do płonącego budynku.
- Co Ty robisz?! - zapytał Banach.
- Idę po niego.
- Piotrek, zaczekaj na strażaków! Nie masz odpowiedniego sprzętu! To ryzykowne! - próbował powstrzymać go Wiktor.
- Doktorze, nie będę bezczynnie patrzył, jak chłopak ginie w płomieniach!
- Piotrek, opanuj się! Nie myślisz racjonalnie, działasz pod wpływem emocji!
- Biorę to na siebie doktorze - stwierdził i pobiegł do budynku, osłaniając się jedynie kocem.
- Co się z nim ostatnio dzieje? Jest jakiś nieobecny, wygląda na przemęczonego - jakby w ogóle nie spał. A teraz to... - próbowałam podpytać Banacha. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- To Ty nic nie wiesz? - zapytał.
- O czym?
- Jego brat od tygodnia jest w szpitalu w ciężkim stanie - wyznał, po czym pobiegł w kierunku nadjeżdżających wozów.
Zamurowało mnie. Czułam się podle przed samą sobą. Ostatnio nie byłam dla niego zbyt miła... I tak szybko go osądziłam... A on mierzył się z taką tragedią... Jak on w ogóle daje radę?? No jak to jak - tak jak widać...

* * *

Wyjąłem z kieszeni maseczkę i założyłem na twarz. Głowę i część pleców okrywałem kocem. Wewnątrz panowała wysoka temperatura. Wszędzie pełno dymu i ogień. Próbowałem znaleźć drogę na pierwsze piętro, żeby dostać się do chłopca. Część schodów paliła się, z góry co chwilę spadały deski i inne spalone przedmioty. Myślałem tylko o tym, by do niego dotrzeć. Widziałem w nim swojego młodszego brata. Gdzieś jest jego matka i pewnie nie ma pojęcia, że syn może zginąć w pożarze, bo straż się opóźnia.
Jakoś udało mi się wbiec po schodach na górę. Chłopiec leżał pod oknem. Pewnie przytruł się dymem i osunął na ziemię. Dobiegłem do niego i sprawdziłem czy oddycha. Na szczęście żył. Próbowałem go ocucić. Po chwili otwarł oczy i zaczął powoli wstawać. Zdjąłem z siebie koc i owinąłem go nim. Kazałem mu zakryć usta i nos i szybko, ale ostrożnie biec po schodach na dół, a dalej prosto do wyjścia. Gdyby po drodze ogień okazał się zbyt duży, miał się do mnie wrócić. 
Sam usiadłem pod oknem. Nie miałem już siły, żeby stąd wyjść. Dym zaczynał drapać mnie w gardle mimo maseczki, więc przysłoniłem twarz rękawem kurtki. Było mi niemiłosiernie gorąco, a do tego duszno i słabo. Czekałem, pomoc miała nadejść lada moment...


C.d.n.

12 komentarzy:

  1. Super,super,super. Dziewczyno ty to masz talent. Te opowaidania są genialne. Czekam na następne z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!! :)) Takie słowa bardzo mnie mobilizują, że ktoś chce to czytać :)) Kolejna część zaczyna powstawać :)
      Pozdrawiam,
      Rudaszek :)

      Usuń
  2. Cudowne, normalnie jakbym czytała scenariusz do serialu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dziękuję bardzo, to dla mnie komplement :)
      Pozdrawiam,
      Rudaszek :)

      Usuń
  3. Wiktor! Wiktor! Wiktor! :) :) :) Ku mojej uciesze pojawiło się go więcej. :) Podobała mi się jego troska o Piotra. Jak zasugerował Martynie by mu odpuściła, dała wytchnienia. Widzę też, że u Ciebie Wiktor zachował swoje kierownicze stanowsko. :) Dobrze mimo wszystko, że pozwala Piotrowi pracować w takim stanie, przynajmniej chłopak na chwilę rozgoni myśli krążące w okół brata.

    W ogóle... jak zakończyłaś wcześniejszą część to ja byłam niemalże pewna, że to Rafałowi coś się stało i Martyna dzwoni po pomoc do Piotra. A tutaj takie zaskoczenie! Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to może być rodzina Piotra.

    Zaserwowałaś nam teraz spore napięcie jak Piotrek wszedł do tego płonącego budynku. Tylko w ostateczności wyszło, że teraz strażacy będą mieć dwójkę do ratowania, a nie jedną osobę. Co nie zmienia faktu, że czyn piękny. :)

    Czekam na kolejne części. :) Widzę, że wena Ci dopisuje więc podejrzewam, że na dniach pojawi się nowa część co mnie niezmiernie cieszy. :)

    Pozdrawiam,
    Spookie

    PS. Podoba mi się, że Twoje opowiadania są dłuższe i nie kończą się po dwóch krótkich akapitach. Dzięki temu człowiek może wczuć się w klimat opowiadania bez strachu, że skończy się ono po dwóch zdanniach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu nie potrafię pisać krócej :P Jak usiądę, to samo "leci" na klawisze i płynie to z mojej głowy ;)

      Chcę wprowadzić wątek Wiktora, ale... sama sobie zrobiłam z tym problem :( Do tej pory narratorami są naprzemiennie Piotrek i Martyna i nie ma problemu z rozpoznaniem tego, kto akurat mówi w danej części opowiadania. Zatem, jak teraz wprowadzić relacjonowanie zdarzeń z punktu widzenia Wiktora, nie pisząc wprost, bezpośrednio, że to on??

      Cieszę się, że zakończenie poprzedniej części Cię zaskoczyło :D Jesteś drugą osobą, która sądziła, że telefon był od Martyny w sprawie Rafała :)

      Chciałabym wrzucić kolejną część w weekend, zobaczymy, jak mi pójdzie :) Choć w zasadzie jakieś 3/4 już mam, ale muszę jeszcze pomyśleć nad zakończeniem odcinka :)

      Bardzo dziękuję za Twoje komentarze; strasznie miło jest mi je czytać :)) Nie ograniczają się jedynie do oceny wpisu, ale jest też w nich pewna analiza zdarzeń (podoba mi się to!). I szczerze mówiąc, na Twój wpis po każdym odcinku czekam najbardziej ;)

      Muszę w końcu zajrzeć na forum i zarejestrować się na nim. Może uda mi się to w weekend.

      Pozdrawiam,
      Rudaszek :))

      Usuń
  4. Jesteś genialna, nie mogę uwierzyć, że to dopiero twoje pierwsze kroki!
    Wszystko jest takie prawdziwe, widać że bardzo się starasz ! :D nie ma żadnych błędów! naprawdę gratuluje Ci !:D i z niecierpliwością czekam na kolejna część ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!! :D Tak, pierwsze kroki w prowadzeniu bloga i pierwsze kroki w pisaniu na taką (publiczną) skalę ;)
      Kolejna część powstaje; myślę, że wrzucę ją w weekend.
      Pozdrawiam,
      Rudaszek :)

      Usuń
  5. Witaj,
    Co ja Ci tu mogę napisać? Wszystko jest cudnie ujęte. Pięknie przedstawione emocje... i wydarzenia. Po prostu szał emocji we mnie jest po przeczytaniu tej dość smutnej części, w której Piotrek przeżywa ostatnie zdarzenia związane z jego bratem i jeszcze ta końcówka... No nie wiem czy dam radę doczekać się następnej części. Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze, bo ja uwielbiam szczęśliwe zakończenia, pewnie sama wiesz jeśli byłaś na mojej stronie. Podoba mi się ten dystans Martyny do Piotrka i Piotrka do Martyny. No, ale jak może być inaczej jeśli Martynka ma niestety narzeczonego. I te mądre rady Wiktora jak wisienka na torcie.
    No nic życzę Ci duuużo czasu i mnóstwo weny. Patrycja
    Zapraszam:
    www.na-sygnale-opowiadania.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Na Twoje komentarze również zawsze czekam :)) Dziękuję, że je tutaj zostawiasz.
      Lubię zwracać uwagę na emocje i dlatego w dość dużym stopniu obdarzam nimi bohaterów, skupiając się w większości na ich odczuwaniu, przeżywaniu i tego, do czego mogą ich zaprowadzić. To tak, jak i w życiu.
      Co do szczęśliwych zakończeń, to również je lubię, ale wolę dochodzić do nich stopniowo. Choć - nie powiem - korci mnie, żeby te procesy przyspieszyć, więc muszę się stopować ;) W życiu też nie zawsze wszystko jest takie różowe i nie zawsze od razu układa się dobrze czy po naszej myśli. Chcę oddać tym moim historiom trochę realizmu z codzienności - niekoniecznie swojej, ale zasłyszanej, przeczytanej.

      W weekend pojawi się ciąg dalszy, jest na ukończeniu ;)
      Pozdrawiam,
      Rudaszek :)

      Usuń
  6. Super kiedy next?????������ Nie mogę się doczekać.����

    OdpowiedzUsuń
  7. Hehe, dzięki! :) Kolejny odcinek już w weekend.
    Pozdrawiam,
    Rudaszek :)

    OdpowiedzUsuń