sobota, 17 października 2015

Odcinek 5_Rozczarowanie


- Doktorze, potrzebne nosze! Znaleźliśmy Pańskiego człowieka - krzyczy do nas dowódca straży pożarnej. 
Oby tylko Piotrkowi nic się nie stało! Nie mogę znaleźć sobie miejsca po tym, co powiedział mi Wiktor. Gdybym wiedziała wcześniej, że Piotrek ma takie problemy...
- Martyna, bierz nosze i deskę, szybko! - pogania mnie Banach. 
Biegniemy pod wejście do budynku. Strażacy każą nam tutaj zaczekać. Myślę tylko o tym, w jakim stanie go znaleźli. Rozpoczyna się nerwowe oczekiwanie. Czas ciągnie się w nieskończoność... 
W końcu dwóch strażaków wynosi Piotrka na desce. Ma brudną od dymu i spalenizny twarz. Mocno kaszle. Ale wygląda na to, że nie doznał poważniejszych obrażeń. Dzięki Bogu!
- Piotrek, możesz oddychać? - pyta Wiktor.
Piotrek w odpowiedzi kiwa głową na tak.
- Jak się czujesz? Masz jakieś obrażenia? - dopytuje.
- Nie, wszystko w porządku doktorze. Tylko słabo mi - odpowiada powoli cicho pokasłując.
- Straciłeś przytomność, pamiętasz? - pytam go.
- Nie, raczej nie. Leżałem blisko ziemi, żeby nie nawdychać się dymu.
- Dobrze - mówi Wiktor.
- A co z tym chłopakiem?
- Z małym wszystko dobrze. Pojechał do szpitala na badania - odpowiadam.
Piotrek lekko uśmiecha się zadowolony. Dojeżdżamy z nim na noszach do karetki. Wiktor osłuchuje go.
- Oddychaj głęboko.
Piotrek z pewnym trudem bierze głębokie wdechy.
- Płuca w porządku. Miałeś szczęście.
- Wiedziałem, co robić, żebym nie musiał być Waszym pacjentem - żartuje.
- Dobra, dobra. Nie cwaniakuj teraz. I tak musimy pogadać o tym, co zrobiłeś - oznajmia Wiktor.
- Dobrze... - odpowiada pokornie.
- Ciśnienie 90/60 - podaję.
- Niziutkie Piotrek.
- To stąd to osłabienie.
- Ale osłabienie nie bierze się z niczego. Martyna, zmierz mu jeszcze poziom cukru.
- Robi się.
- Nie trzeba doktorze. To z przemęczenia.
- Ja o tym decyduję. Leż spokojnie.
Piotrek przewraca oczami.
- Glukoza 58 - podaję.
- No to pięknie Piotrek. I ten niski cukier też masz z przemęczenia? Jadłeś coś dzisiaj? - pyta Wiktor.
- Nie... - odpowiada cicho i odwraca wzrok.
- Ech... Jak dziecko - wzdycha Banach. - Martyna, załóż dojście, podaj płyny i 10% glukozę.
- Oczywiście.
W tej chwili do karetki podbiega jeden ze strażaków z informacją, że potrzebny jest lekarz. Pewnie znaleziono jeszcze jakąś ofiarę pożaru. Na szczęście nie było ich dzisiaj wiele. Wiktor wybiega, każąc mi zostać z Piotrkiem w karetce.

* * *

Jak tak patrzę, kiedy krząta się przy mnie, to cała złość na nią mi przechodzi. Z resztą, już zapomniałem o tym, co było. Nie umiem długo się gniewać.
Martynka robi mi delikatnie wkłucie dożylne i podłącza kroplówkę. Nie spuszczam z niej wzroku.
- Dlaczego nic nie jadłeś? - zagaduje mnie.
- Nie zdążyłem. Myślałem, że wyskoczę na chwilę, gdy będziemy zjeżdżali z pierwszego wezwania.
- Uhmm...
- Ale napiłem się trochę kawy.
- Kawa na pusty żołądek, to nie jest dobry pomysł...
- Czyżbyś się o mnie trochę martwiła? - próbuję żartować i rozluźnić atmosferę.
Martyna wzrusza ramionami. Widzę, że posmutniała.
- Nie smutaj Martynka. Przeżyję - znów żartuję, żeby nieco ją rozweselić.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o swoim bracie? - pyta nagle. Spoważniałem.
- A co miałem ci powiedzieć? Że Romek spadł z drabiny i miał krwiaka mózgu? Że ledwo go odratowali?
- No chociażby.
- Każdy ma swoje zmartwienia. Z resztą...
- Co?
- Nieważne.
- No co? Powiedz.
- Skoro nie chciałaś mnie widzieć, kiedy leżałaś w szpitalu, to nagle mam ci opowiadać, co się u mnie dzieje?
- Cooo??!! - Martyna otwarła szeroko swoje ciemne, duże oczy. - Ja cię nie chciałam widzieć??!! To Ty byłeś tak zajęty, że nie odwiedziłeś mnie ani razu!
- Byłem u ciebie następnego dnia rano, zaraz po dyżurze. Spotkałem na korytarzu Rafała. Powiedział mi, że nie chcesz mnie widzieć. To co miałem zrobić? Iść do ciebie na siłę??
- Coooo??!! Ja mu nic takiego nie mówiłam!! Nawet nie wiedziałam, że byłeś, że spotkaliście się na korytarzu!!
- No tak, wszystko jasne...
- Ale co jasne??!! Nie wierzę, że Rafał mógł powiedzieć coś takiego...
- A co, wymyśliłem to sobie??!! Nie wiesz po co?? Gdybym faktycznie nie miał czasu, to bym ci powiedział, a nie ściemniał teraz. Poza tym, są jeszcze telefony. Przecież mógłbym zadzwonić... 
Martyna stanęła jak wryta. Widzę, że na jej twarzy miesza się złość z niedowierzaniem.

* * *

Nie wierzę... To niemożliwe, żeby Rafał zrobił coś takiego... Po co?? Ale znów po co Piotrek miałby kłamać? Ma czasem dziwne pomysły i głupie zachowanie, ale nigdy mnie nie oszukał ani nie okłamał. Jaki miałby w tym interes, żeby teraz to zrobić? Ale jaki cel miałby w tym Rafał?? Miałam mętlik w głowie... To wszystko nie dawało mi spokoju. Obie wersje wydawały mi się nieprawdopodobne, ale przecież któryś z nich kłamał...

Po dyżurze poszłam do szpitala, do brata Piotrka. Spotkałam go tam razem z mamą.
- Dzień dobry - przywitałam ją.
- Dzień dobry - odpowiedziała przygnębiona kobieta.
- Jestem Martyna, pracuję z Pani synem w pogotowiu.
- Ach, to Pani. Miło mi poznać.
- Mnie również.
- Piotruś nieraz opowiada o dzielnej dziewczynie, która z nim pracuje - próbowała się uśmiechnąć.
- Naprawdę??
- Tak. Bardzo Panią lubi. Z resztą, nie dziwię mu się. Jest Pani sympatyczna. I ładna.
Opuściłam wzrok lekko się uśmiechając. Z OIOM-u wyszedł Piotrek.
- Mamo, powinnaś odpocząć. Jedź do domu. Ja przy nim zostanę - powiedział.
- Jesteś zmęczony po pracy. Ty jedź. Jutro przecież też masz dyżur.
- Dam radę. Jedź i zajmij się Mateuszem.
- Na pewno?
- Tak, na pewno.
Mama pożegnała się ze mną i ucałowała syna w policzek. Na odchodne zerknęła jeszcze do sali, w której leżał Romek.
Piotrek usiadł obok mnie na szpitalnym korytarzu.
- Jak się czujesz? - zapytałam z troską w głosie.
- W porządku.
- Przyniosłam ci kanapkę i sałatkę z kurczakiem - z lnianej torby wyciągnęłam dwa małe pakunki i podałam mu.
Piotrek uśmiechnął się.
- Dziękuję. To miłe, że dbasz o mój poziom cukru - zażartował.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Nie wiedziałam co mam jeszcze powiedzieć po tych ostatnich "rewelacjach", których się dowiedziałam.
- Nie idziesz do domu? - zagadnął nagle pierwszy.
- Jakoś nie mam ochoty...
- Słuchaj Martyna... Ja naprawdę dobrze życzę Tobie i Rafałowi. Ale nie zmyśliłem tego. Naprawdę tak było.
- Wierzę ci... - odparłam cicho.
- To przez to tak głupio się poróżniliśmy?
- Chyba tak... Przepraszam, że byłam dla ciebie niemiła.
- Chyba wredna, chciałaś powiedzieć - żartował nadal.
- Ok, wredna - uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy Martynka. Już zapomniałem.

Siedzieliśmy i nadrabialiśmy zaległości. Opowiedział mi o wypadku brata i obecnych rokowaniach, o tym, jak znosi to mama i młodszy brat i ile spraw spadło teraz na niego. Bardzo chciałam pomóc mu w tej sytuacji. Przecież jest moim dobrym kumplem.
 
* * * 

Miło nam się rozmawiało. Było jak kiedyś. Znów czułem, że jesteśmy blisko, jak prawdziwi przyjaciele. Że mogę na nią liczyć. Że mogę jej powiedzieć o wszystkim. Poza Wiktorem i Adamem, nie miałem do nikogo takiego zaufania. Zaoferowała mi swoją pomoc i tym razem nie oponowałem.
Nawet nie zauważyliśmy, jak na zewnątrz zrobiło się ciemno.
- Martyna, odwiozę cię, jest już późno - zaproponowałem.
- Nie bardzo mam ochotę wracać do domu po tym wszystkim... - wyznała.
- Wierzę... Ale musisz, chociażby po to, żebyście sobie wszystko wyjaśnili.
- Chyba nie mam już dzisiaj na to siły... - odparła zrezygnowana. Spojrzałem na nią i faktycznie wyglądała na zmęczoną. Po chwili jednak zebrała się.
- Zamówię taksówkę - odparła i zaczęła iść w stronę wyjścia.
- Po co masz zamawiać? Ja jestem dzisiaj twoją taksówką - chciałem ją rozweselić.
- Piotrek, dziękuję, ale powinieneś odpocząć. Wiktor tylko dlatego nie wysłał cię na urlop, że obiecałeś mu, że będziesz o siebie dbał. Pamiętasz? A dbanie o siebie oznacza między innymi spanie i jedzenie.
- Mam już prowiant - wskazałem na pakunki, które mi przyniosła. - A sen dłuższy o 15 minut mnie nie zbawi. No chodź.
W końcu dała się przekonać i poszła ze mną do samochodu.

Odwiozłem ją pod samą klatkę bloku, w którym mieszka z Rafałem.
- To był długi i męczący dzień... - westchnęła.
- Jutro będzie lepiej - próbowałem ją pocieszyć.
- Jutro nie wiadomo co będzie...
- To prawda. Ale ja nie zamierzam jutro zasłabnąć z głodu ani wchodzić do płonących budynków.
Uśmiechnęła się.
- Dzięki za podwózkę. Śpij dobrze, do jutra - pożegnała się.
- Wzajemnie.
Patrzyłem, jak otwiera drzwi i wchodzi do klatki.

* * *

Ledwo włóczyłam nogami w stronę drzwi mieszkania. Byłam taka padnięta, że nie miałam ani siły ani ochoty poruszać dziś z Rafałem tego tematu. Choć byłam strasznie ciekawa jego wersji. Co mi powie, kiedy zapytam go o ich spotkanie w szpitalu. I w ogóle, jak to wszystko wytłumaczy.

W przedpokoju panował półmrok. Zaczęłam rozpinać kurtkę.
- Cześć skarbie - Rafał zaszedł mnie od tyłu, objął w pasie i pocałował w ucho. Wyczułam od niego alkohol.
- Ty piłeś!
- Troszeczkę, czekając na ciebie. Co tak późno? Dyżur się przeciągnął, mieliście jakąś akcję? - nie przestawał mnie obejmować i zaczął całować po karku i szyi.
- Rafał, jestem zmęczona... - powiedziałam oschle, ale on nie przestawał, a jego uścisk zaczynał być coraz mocniejszy.
- Za chwilę przestaniesz myśleć o zmęczeniu... - jego dłonie zaczęły krążyć po moim ciele. Próbowałam oswobodzić się z jego ramion, ale coraz silniej mnie oplatały.
- Naprawdę, nie mam dzisiaj ochoty! - krzyknęłam stanowczo, ale on nie odpuszczał.
- Cały dzień na ciebie czekałem... Chodź do mnie! - mocno odwrócił mnie twarzą do siebie i zaczął rozpinać bluzkę.
- Powiedziałam nie! - krzyknęłam i uderzyłam go w twarz. Zdenerwowana wybiegłam na oślep w pustą, ciemną noc...


C.d.n.

18 komentarzy:

  1. Świetne :)
    Zdradzisz kiedy możemy spodziewać się następnej części? ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Myślę, że kolejna część pojawi się koło wtorku, max.środy.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Rudaszku Ty mój kochany (jeśli mogę tak Cię nazwać),
    Jakby tu zacząć? Na początku jestem w szoku jak Ty tak szybko tworzysz te opowiadania? Ja swoje piszę i piszę nie mogąc jakoś tego skończyć. A Ty? Raz, dwa i już... Nie powiem bardzo mnie to cieszy.
    Co do treści to jak zwykle rewelacja. Niby wiem co będzie dalej, ale i tak mnie zaskakujesz i to kocham. Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że Martyna i Rafał zaliczyli sprzeczkę. Jakoś go nie trawie... Czekam na ten moment, gdy Piotrek stanie w obronie Martynki wtedy według mnie jest tak magicznie. Mam nadzieję, że weźmiesz ten pomysł tworzą nową część. Już nie mogę doczekać się następnego opowiadania zastanawiając się co będzie dalej.
    Życzę Ci mnóstwo genialnych pomysłów i dużo wolnego czasu oraz udanej niedzieli i super tygodnia. Patrycja ;-)
    Zapraszam :
    http://www.na-sygnale-opowiadania.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak mi miło Kochana!! :)) Pewnie, że możesz mnie tak nazywać ;)
      Jak już wspominałam wcześniej Spookie (w odpowiedzi do jej komentarza do odc.4), to ja po prostu nie potrafię pisać krócej :P Jak usiądę, to samo "leci" na klawisze i płynie to z mojej głowy ;) Ale chyba za szybko i za często wrzucam te odcinki ;) [patrząc po ilościach wyświetleń].

      Tak wyszło, że ja też kibicuję związkowi Piotrka i Martyny :) Lubię ich po prostu. Ale raczej tak szybko ich nie połączę ;) Trochę będą musieli przejść; takie mam założenie. Ale problemy tylko wzmocnią ich relacje, wiadomo. Zacznie się od mocnej, prawdziwej przyjaźni, z której z czasem zrodzi się głębokie uczucie (mam nadzieję, że wytrwam do tego czasu :P ). Ale to daleko jeszcze.
      A Rafał też działa mi na nerwy; i w ogóle nie pasuje do Martyny!

      Chcę też zbudować wątki i relacje między innymi postaciami. Na razie mam pomysł na Wiktora. Ale... zrobiłam sobie z tym problem :( Do tej pory narratorami są naprzemiennie Piotrek i Martyna i nie ma problemu z rozpoznaniem tego, kto akurat mówi w danej części opowiadania. Zatem, jak teraz wprowadzić relacjonowanie zdarzeń z punktu widzenia np.Wiktora, nie pisząc wprost, że to on??
      Ot, taki mały orzech mam do zgryzienia ;)

      Również życzę udanego weekendu i nadchodzącego tygodnia :)
      Pozdrawiam Cię,
      Rudaszek :)

      Usuń
    2. Witaj jeszcze raz kochana :-D
      Po przeczytaniu Twojego komentarza wiem jedno... Masz wspaniały pomysł na dalszy ciąg opowiadań. Też jestem za tym żeby trochę odczekać, aż Martyna i Piotrek będą razem. Lubię taki niedosyt zdarzeń. Sama na swoim blogu rozdzieliłam tę parę mając jakoś dziwnie dosyć tej doskonałości. Taki kaprys ;-)
      Co do wprowadzenia Wiktora do opowiadania to genialny pomysł. Możesz po prostu zacząć pisać z jego perspektywy, a czytelnik sam domyśli się o kogo chodzi. Uwierz mi to jest fajne domyślać się kto to mówi... To jest tylko moja propozycja. Zrobisz jak tylko uważasz.
      Czekam na kolejne z pewnością wspaniałe opowiadanie.
      Jeszcze raz serdecznie Cię pozdrawiam i mocno ściskam. Patrycja :-)

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że się domyślicie, jak wprowadzę Wiktora ;) Zastanawiałam się, czy nie będzie to irytujące skupiać się na domysłach, kto mówi, niż na treści ;) Ale zaryzykuję niebawem :)
      Ściskam.

      Usuń
    4. Dziękuje że zaprosiłeś mnie na swojego bloga.Twoje opowiadanie jest naprawdę świetne.Dobrze rozwinąłeś znajomość Martyny i Piotrka.Mam nadzieję że u Ciebie w opowiadaniach nie będzie tak jak na moim blogu i zresztą na prawie wszystkich że połączysz Martynę i Piotra.Nie żebym ich nie lubiła bo najbardziej z tego serialu lubię MaPi ale po prostu mam dość tego że wszyscy wzorują się tylko i wyłącznie na tym serialu.Może dopiero wprowadz związek Martyny i Piotra po jakimś czasie.Pozdrawiam/Wiki***

      Usuń
    5. Rozumiem, że na Twoim blogu Martyna i Piotrek są razem i zostali połączeni dość szybko? ;)
      Jak napisałam powyżej, kibicuję ich związkowi, ale nie chcę tak szybko ich łączyć (że już mieszkają razem, planują ślub, spodziewają się dziecka etc.). U mnie wcześniej trochę będą musieli przejść; takie mam założenie. Ale oczywiście nie mam ułożonej ich historii na 50 odcinków na przód ;)

      Pozdrawiam,
      Rudaszek

      Usuń
    6. Oby wena cię nie opuszczała/Wiki***

      Usuń
  3. Piszesz świetne opowiadania! Ja też kibicuję Martynie i Piotrkowi ;D Od początku śledzę Twoje opowiadania, ale nigdy nie miałam czasu, by je skomentować c: Mam nadzieję, że szybko będzie next i oczywiście zapraszam do mnie:
    http://kubickaandstrzelecki.blogspot.com/
    P.S. dodałam Twoje bloga do mojej listy blogów ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że znalazłaś chwilę, aby napisać te kilka pozytywnych opinii :)
      A propos Twojego bloga: m.in. on przyczynił się do tego, że postanowiłam założyć swojego i pisać własne opowiadania :P
      Dziękuję, że mój blog znalazł się na liście Twoich ulubionych, to zaszczyt! :)
      Next przewidywany jest z początkiem nowego tygodnia.

      Pozdrawiam,
      Rudaszek :)

      Usuń
    2. Omg, nie sądziłam, że mój blog stanie się kiedykolwiek inspiracją dla kogoś. Jestem tym zaszczycona ;') Miłej niedzieli i kolejnego ciężkiego tygodnia ;)

      Usuń
    3. Wzajemnie, udanego tygodnia! :)

      Usuń
  4. Przyszła i na mnie pora. :) Jednak pisanie komentarza na komputerze,a nie telefonie to jest niesamowity komfort! :)

    Nie zawiodłaś mnie tym opowiadaniem. Ciągle trzymasz poziom skupiając się na wspaniałych opisach i naturalnych dialogach. Naturalnych, bo są takie jak być powinny, prawdziwe, nie przejaskrawione, nie pisane na siłę.

    Piotr troszkę się przydusił dymem i jak to się mówi " nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ". Przecież gdyby nie ta sytuacja, to nie wiadomo do jakiego stanu by się doprowadził, a tak w porę wychwycili jak bardzo o siebie nie dbał. Po tej sytuacji i wynikach Piotra, lekarz postąpił słusznie odsuwając go od pracy. :)
    I jak już o lekarzu mowa, to podobało mi się, że przewinął się Wiktor! Nawet nie wiesz z jakim utęsknieniem czekam na zapowiadane przez Ciebie części pisane z jego perspektywy. Łapki już zacieram i zasiadam czekając na Banacha! :D I jeśli mowa o tym w jaki sposób pisać mając dwóch narratorów tej samej płci to naprawdę przychylam się do zdania Patrycji :) Po prostu pisz, a z treści wyniknie kto jest narratorem. Wystarczy cecha charakteru, czy wyglądu jako odnośnik i już wiadomo kto mówi. :)
    Zacieram łapki bardzo liczę na jakiś malutki shipping Martyny i Wiktora, oj ten duet jest stworzony dla siebie. To Wiktor byłby wstanie dać Martynie wszystko czego pragnie kobieta. :)

    Podoba mi się, że w końcu wyszedł na jaw cały ten ich konflikt. Wyobrażam sobie jaki szok musiała przeżyć Martyna, gdy dowiedziała się, że jej ukochany tak bardzo poróżnił ją z przyjacielem. I to w imię czego? A ta sytuacja na koniec... trzymała w napięciu. Oj trzymała. Muszę przyznać, że byłam przekonana, że Rafał nie zaprzestanie na swojej nachalności i posunie się dalej... ale jednak nie zmusił Martyny do pozostania w domu. I chwała Bogu! Bo to mógłby być szok dla niej. Ciekawa jestem jak dalej potoczy się ich wątek! :)

    Weny! Wytrwałości! I czasu do pisania!
    Spoookie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekałam! :D I oto jest! Twój piękny, długi i analityczny (kocham!!) komentarz!! :))

      Uff, naprawdę cieszę się, że nie zawiodłam tą częścią - a przynajmniej nie Ciebie ;)
      Przy pisaniu dialogów pomaga mi trochę takie wchodzenie w daną postać - w jej skórę, czyli charakter, sposób myślenia, reagowania, odczuwania. Oczywiście w znacznej mierze są to moje wyobrażenia, ale staram się czerpać jak najwięcej wiedzy o danym bohaterze oczywiście z odcinków NS.

      Jak już napisałam Patrycji, zaryzykuję i wprowadzę Wiktora z pozycji narratora, bez wcześniejszego anonsowania go. Także, bądźcie czujne - nigdy nie wiecie, kiedy Wiktor przemówi swym wewnętrznym głosem, hehe! ;P
      Może powinnam zrobić konkurs: po którym zdaniu zorientujesz się, że zdarzenia relacjonuje Wiktor? ;)

      Związek z dojrzałym, stabilnym mężczyzną (na dodatek o takim wspaniałym charakterze, do tego troskliwym, opiekuńczym, opanowanym...) może być ekscytujący. A jeszcze z Wiktorem... Ech... Ale nie powiem, mnie osobiście aktor grający Banacha baaardzo się podoba :D :P I fizycznie i charakterologicznie :P No ale dla jego postaci wybrałam już inną przyszłość ;) Aczkolwiek postaram się zbudować jakąś fajną relację między nim, a Martyną.

      Co do zakończenia, to przeszło mi przez myśl, żeby było nieco ostrzej... Ale... to publiczny blog ;) No i chyba raczej nie zrobiłabym TEGO Martynie ;) Aż taka okrutna nie jestem.

      Wena (i wytrwałość) zawsze potrzebna ;) więc nie dziękuję :)
      Pozdrawiam i dobrego tygodnia!
      Rudaszek :)

      Usuń
  5. Miło mi, że czekasz na moje komentarze! :)

    Takie wejście w daną postać to moim zdaniem najlepsza opcja przy pisaniu! :) Wtedy można właśnie widzieć i czuć to co drzemie w jej wnętrzu. :)

    Powiedz mi jak się z Tobą nie zgadzodzić? No jak? W ogóle Banach jest "naj" i póki co chyba jedyną jego wadą jest to totalne zamknięcie się w sobie i odgrodzenie murem. Choć ostatnio widać jak bardzo się zmienia pod tym kątem. Choć nie powiem. Miało i ma to swój urok. :) Taki trochę człowiek zagadka. :)
    I ja nie przestanę wierzyć w ship Martyny i Wiktora nawet a opowiadaniach. :) I tutaj wspomnę wspaniały blog Melki w którym to jednak u boku Banacha, nasza Martynka odnalazła szczęście (choć miała być to tylko chwilowa relacja :D ).

    W tej kwestii to faktycznie dobrze, że końcówki nie posunęłaś dalej, bo ciężko by było naszej Martynce. Ale tak ogólnie zapytam. Zauważyłaś, że opowiadania o NS są bardzo ugrzecznione? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez wejścia w rolę nie da rady :) Przynajmniej w moim przypadku.

      Racja, opowiadania na różnych blogach są ugrzecznione, ale może wynika to bardziej z faktu, że piszący boją się pójść na całość i puścić wodze fantazji, bo w końcu to publiczne blogi ;)

      Usuń