niedziela, 1 listopada 2015

Odcinek 8_Rozdroże życia

Czułam woń nieco zatęchłego powietrza. We wdzierających się nieśmiało promieniach słońca widziałam wirujący kurz. Z trudem się podniosłam. Kręciło mi się w głowie i bolało mnie całe ciało. Byłam sama. Najbardziej nie dawało mi spokoju to, że nie mogłam przypomnieć sobie, co się wydarzyło. Czarna dziura w pamięci. 
Zaczęłam przyglądać się meblom i ścianom. Powoli podeszłam do okna i podciągnęłam do góry żaluzje. Moim oczom ukazała się zieleń kwitnących wiosennie krzewów i drzew. Ale nadal nie kojarzyłam tego miejsca. Po chwili znalazłam małą łazienkę. Odbicie mojej twarzy w brudnym lustrze wyglądało fatalnie. Na skroni spora rana, krwiak i opuchlizna. Krew musiała mocno się sączyć. Z trudem podtrzymywałam się o zakurzoną umywalkę.

* * *

- Ale mnie nastraszyłaś mamo... - powiedziałem, kiedy otwarła oczy.
- Przepraszam Piotrusiu... - szepnęła cicho.
- Wszystkich nas Pani trochę przestraszyła - odparł spokojnie Wiktor. 
- Wiadomo co z Romkiem? - zapytała.
- Jest dobrze. Mówiłem ci, że wyliże się z tego. To silny chłopak.
- Dzięki Bogu... - westchnęła, a po jej policzkach pociekły łzy. - Mogę go zobaczyć?
- Powinna Pani jeszcze trochę odpocząć i przede wszystkim nie denerwować się. Takie omdlenie ze spadkiem ciśnienia wymaga kilkugodzinnej obserwacji - poinstruował Banach.
- A gdybym tylko na chwilę poszła go zobaczyć, a pan by mi towarzyszył... Proszę... Pan jest przecież lekarzem, byłabym pod obserwacją... - rzuciła, zalotnie uśmiechając się. Wraca do formy.
- Mamo...
- No co??
- Doktorze, przepraszam za moją mamę... - zwróciłem się do Wiktora.
- Nie masz za co przepraszać - przerwał mi i uśmiechnął się rozbawiony. 
W tym momencie zadzwoniła moja komórka i wyszedłem na chwilę z sali.

* * *

Z Piotrkiem znam się i pracuję od kilku lat. To dobry chłopak. A przede wszystkim bardzo dobry ratownik. Domyślam się, ile przeszedł, kiedy ojciec ich zostawił, a on został sam z matką i dwójką młodszego rodzeństwa. Wiem, jak są mu bliscy, że przejmuje się ich losem i bardzo o nich dba. Tylko z kobietami nie za bardzo mu wychodzi. To znaczy, jemu wychodzi, ale raczej im nie wychodzi z nim... Ale to nie moja sprawa. Młodość musi się wyszumieć. Staram się to zrozumieć. Czasem jest też trochę porywczy i narwany - no cóż, takie są przywileje młodych lat. 

Ta nieco odważna, ale jednocześnie subtelna prośba Pani Strzeleckiej trochę mnie zaskoczyła. Ale nie mogłem odmówić. To znaczy, nie chciałem.
- W porządku, ale zawiozę tam panią na wózku. Inaczej nie ma mowy.
- Dobrze, zgadzam się - odparła Strzelecka i zaczęła się lekko podnosić. Była jeszcze nieco osłabiona. Przywiozłem wózek i podałem jej rękę pomagając wstać z łózka. 
- Powoli... Ostrożnie...
- Dziękuję Panu. I przepraszam za śmiałość, mam nadzieję, że nie ma mi Pan za złe...
- Ależ skąd!
Dojechaliśmy do OIOM-u. Podałem kobiecie zielony fartuch, sam również go założyłem. Wwiozłem ją na salę i zostawiłem samą przy łóżku syna. Od lekarza prowadzącego dowiedziałem się o jego stan; wszystko jest w porządku na tym etapie hospitalizacji. Widziałem, że Romek poznał mamę. Na całe szczęście ta historia ma swój dobry finał. 
Piotrek dotarł tu za matką.
- Tu jesteście, szukałem was.
- Mama bardzo chciała zobaczyć się z Romkiem, więc ją przywiozłem.
- Dziękuję doktorze, niepotrzebnie zrobiła Panu kłopot. Sam też bym ją tu zawiózł.
- Domyślam się. Ale miałem też w tym przyjemność - uśmiechnąłem się. - Masz wspaniałą i kochającą was matkę.
- Wiem...
Po chwili zabrałem panią Strzelecką z powrotem na salę obserwacyjną. W drodze zapytała mnie znienacka:
- Da się Pan namówić na ciasto domowego wypieku? Mamy co świętować. Proszę nie odmawiać i przyłączyć się do nas... - poprosiła tonem, któremu nie sposób odmówić. Co za kobieta... Zośka była w szkole, dyżur zaczynałem dopiero pod wieczór, większych planów nie miałem, więc... dlaczego by nie? 

* * *

Przypominam sobie, że Wiktor przywiózł mnie do mieszkania Rafała. Zastałam go w kuchni przy butelce whiskey. Gdy mnie zobaczył wstał, nie kryjąc zadowolenia. Mnie za to zezłościło, że znowu pije. Pewnie pił przez cały ten czas. To by tłumaczyło jego zachowanie pod stacją. Zebrałam się w sobie i przyszłam szczerze z nim porozmawiać, ale w tej chwili nie bardzo mogłam na to liczyć... Usiadłam, nie wiedząc co dalej robić. Rafał bełkotał coś do mnie w pijackim amoku. Wiedziałam, że dzisiaj to nie ma sensu. Zastanawiałam się, czy w ogóle ma to jeszcze jakikolwiek sens... 
Wstałam i zabrałam mu butelkę z alkoholem. Zaczął na mnie krzyczeć. Gdy nie reagowałam i odwróciłam się do niego plecami, dopadł mnie i wyrwał ją. Znowu wstąpiła w niego jakaś dzika agresja. Przestraszyłam się; miał dziwne oczy, złapał mnie mocno za ramiona i zaczął pchać w kierunku pokoju. Próbowałam się oswobodzić, ale był silniejszy. Prosiłam go, żeby mnie puścił, ale to chyba tylko jeszcze bardziej go nakręcało. Był nieprzewidywalny. Nie poznawałam go. Posadził mnie na krześle i krzyknął: "Jesteś tylko moja!". Zerwałam się do ucieczki, ale złapał mnie i popchnął na masywny, drewniany stół. Dalej niczego już nie pamiętam...

* * *

Ciasto drożdżowe z kruszonką. Moje ulubione. Przypomina mi lata dzieciństwa spędzone u babci na wsi. Dziś nikt już tak nie piecze. I chyba mało kto robi ciasto z kruszonką.
Delektowałem się nim, popijając kawę. Pani Strzelecka siedziała na przeciwko mnie przy stole nakrytym obrusem w kwiaty. Miała na sobie kraciastą spódnicę i jasną, twarzową bluzkę.
- Może jeszcze kawałeczek? - zapytała.
- Nie powinienem...
- Chyba nie jest Pan na diecie? - zażartowała.
- Nie, skądże - uśmiechnąłem się.
- To proszę podać talerzyk.
Nałożyła mi kolejny, solidny kawałek ciasta.
- Dziękuję. Wspaniale Pani piecze.
- Och, dziękuję. Nauczyłam się od mojej mamy. Dziś młodzi nie garną się do pieczenia, gotowania... Nikogo z mojej trójki nie ciągnie do kuchni - uśmiechnęła się. - Piotrek poszedł na to ratownictwo, zawsze go fascynowało. Romek to taka bardziej "złota rączka", chyba za ojcem. A z Mateusza zobaczymy co wyrośnie.
- Wspaniale wychowała Pani synów. A Piotrek to świetny chłopak. Zawsze chętny do pomocy, uczynny, koleżeński. Jest bardzo lubiany. No i to naprawdę bardzo dobry ratownik.
- Miło mi to słyszeć - nieco się zarumieniła. 
Niesamowite, że taka drobna, delikatna kobieta wychowała sama trójkę chłopaków i poradziła sobie bez męża. Musi mieć w sobie niebywałą siłę i determinację.
- Będę się zbierał. Bardzo dziękuję za przepyszne ciasto i za zaproszenie.
- To ja dziękuję, że Pan je przyjął i zechciał odwiedzić nasze skromne progi.
- Proszę uważać z dawkowaniem Hydroxyzyny.
Spuściła głowę lekko zmieszana.
- Obiecuję. Odwiedzi nas Pan jeszcze?
Znowu nieco mnie zaskoczyła. Ale wyczułem, że w jej prośbie było coś więcej: zwykła, ludzka chęć ponownego spotkania i porozmawiania z kimś.
- Czy piątek by Panu odpowiadał?
- Chętnie - przytaknąłem z uśmiechem. I odczuwałem już chęć ponownego spotkania.

* * *

Przyjechałam do pracy taksówką. Bałam się natrafić na Rafała w pobliżu stacji. A jeszcze bardziej bałam się go spotkać w mieszkaniu. Dobrze, że mam te klucze od Piotrka. Doprowadziłam się tam do względnego porządku, zamówiłam jedzenie z dowozem. 
Przede mną cała nocka na dyżurze. Chyba nie powinnam dzisiaj pracować... Ale dam radę. Boże, żeby tylko było spokojnie i bez ekstremalnych sytuacji ani poważnych wezwań.
Czmychnęłam niepostrzeżenie do szatni przebrać się. W końcu wpadłam na Wiktora.
- Co tam Martyna? Wszystko ok? - zapytał. Musiałam udawać, że jest dobrze.
- Tak, ok - powiedziałam, jak gdyby nigdy nic.
- Co ci się stało? - zapytał i zaczął mi się uważnie przyglądać. Jakby chciał wyczytać odpowiedź z mojej duszy. I na to jeszcze wszedł Piotrek. No pięknie...
- W skroń? Aaaa, nic takiego. Zwyczajnie, poślizgnęłam się po kąpieli i uderzyłam o kant umywalki - próbowałam być wiarygodna. 
Niewygodną sytuację przerwała dyspozytorka i Banach zajął się przyjmowaniem wezwania.
- To sprawka Rafała? - zapytał zaniepokojony Piotrek.
- Nie. Mówię ci, to zwykły, głupi wypadek - chciałam zabrzmieć autentycznie. Piotrek patrzył mi w oczy, co nie ułatwiało sytuacji.
- Dobra, zbieramy się. Mamy potrącenie.
- Pieszy? - zapytał Piotrek.
- Nie, rowerzysta.

* * *

- Proszę pamiętać o elementach odblaskowych, zwłaszcza po zmroku. Teraz skończyło się tylko na strachu, ale następnym razem może być o wiele gorzej - poinstruował poszkodowanego Wiktor.
- Dobrze panie doktorze. Dziękuję serdecznie.
- Nie ma za co. Szerokości życzę.
Starszy, sympatyczny mężczyzna z powierzchowną raną głowy i kilkoma zadrapaniami oddalił się na swoim rowerze. Tym razem przeżył i pacjent i rower.

Martyna była dziś jakaś małomówna, blada, pozbawiona energii. Jakby nieobecna. Ewidentnie znowu coś ten Rafał nawywijał. Może ich rozmowa nie potoczyła się tak, jak się spodziewała. Albo jakby chciała. Jedno jest pewne: ten dupek znowu sprawił jej czymś przykrość.
Wracaliśmy spokojnie do bazy. Drogi były niemal puste, panował znikomy ruch.
- Piotrek, możesz zatrzymać się na chwilę? - zapytała.
- Tutaj??
- Zatrzymaj się...
- Co jest Martyna? - zapytał Banach zdziwiony niecodzienną prośbą i odwrócił się do tyłu, żeby do niej zajrzeć.
Zjechałem czym prędzej na pobocze. Martyna wyskoczyła z karetki, a ja za nią. Zaczęła wymiotować. Gdy skończyła, podeszliśmy do niej. Klęczała, więc przykucnęliśmy obok.
- Już dobrze? - zapytał łagodnie Wiktor.
- Tak, w porządku. Coś musiało mi zaszkodzić. Jadłam dzisiaj na mieście, to pewnie przez to.
- Na pewno? - dopytywał Banach.
- Tak. Już mi lepiej.
- No dobra, to jedziemy - Banach ruszył z powrotem do ambulansu.
Ale Martyna nie ruszała się z miejsca.
- Dasz radę wstać?
- Tak, tak... - odparła, po czym gwałtownie podniosła się z kucek i zawróciło jej się w głowie. Przytrzymałem ją i przysunąłem lekko do siebie. Syknęła.
- Co się dzieje? - szepnąłem.
Ale pokręciła tylko głową i spuściła wzrok. Poszła w stronę karetki, ale widziałem, że ledwo trzyma się na nogach. Wiedziałem, że coś jest nie tak. I że wcale nie zatruła się jedzeniem na mieście...

* * *

Może im powiem? Może chociaż Wiktorowi...? Nie wiem, jak dotrwam do końca tego dyżuru... Okropnie się czuję. To był jednak zły pomysł, żeby dziś przychodzić do pracy. 
Nim doszłam te kilka kroków do karetki, miałam mroczki przed oczami i zrobiło mi się słabo. Mdłości mieszały się z dusznością. Oparłam się o rozsunięte drzwi i przymknęłam lekko powieki.
- Martyna, co ci jest? - zapytał zaniepokojony Wiktor. Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Piotrek wziął mnie na ręce i wniósł do środka. Położył mnie na noszach i zaczął mierzyć ciśnienie.
- Nie trzeba... - wydusiłam z trudem.
- 100/60.
- To teraz już bez ściemniania, dobrze? - powiedział stanowczo Banach. Zostałam postawiona pod ścianą, bez wyjścia... Piotrek ostrożnie odkleił duży plaster na moim czole.
- Doktorze... - zawołał. Banach spojrzał na ranę. Wymienili znaczące spojrzenia.
- To nie była żadna umywalka, prawda? - dopytywał lekarz. - Co się stało?
- Rafał ci to zrobił?? - naciskał mnie Piotrek.
- Nie wiem... Nie pamiętam... Naprawdę...
- Martyna, spójrz na mnie. Martyna... Słyszysz mnie??

* * *

- Dobra Piotrek, monitor, saturacja i płyny - wydał mi szybkie polecenia Wiktor. Sam osłuchał Martynę. 
- Z prawej strony słychać trzeszczenie. Może mieć złamane żebro i odmę. Jak saturacja? - zapytał.
- 92.
- Podaj jeszcze tlen przez maskę. 10 litrów na godzinę.
- Robi się. 
- Ten uraz głowy wygląda mi na wstrząśnienie mózgu.
- I stąd wymioty, żadne tam zatrucie - dopowiedziałem. - Doktorze, zauważyłem sińce na ręce, kiedy mierzyłem ciśnienie - oznajmiłem, po czym pokazałem je Banachowi. Podciągnął drugi rękaw. To samo.
- Myśli doktor, że to on ją tak urządził??
- Ruchy Piotrek. Potem będziesz się zastanawiał.


C.d.n.

16 komentarzy:

  1. Rudaszku po prostu brak słów. Kiedy czytałam to opowiadanie miałam gęsią skórkę! To było niesamowite! Jeszcze Wiktor i Piotrek tacy przejęci . Wzruszyłam się, Widzę, że pomysłów Ci nie brakuje. :) Jestem zachwycona i miłe zaskoczona! Stwierdzam, że to jeden z moich ulubionych blogów o Na sygnale. ;)Masz ogromny talent. Życzę Ci nieopuszczającej weny i uśmiechu na twarzy . Z niecierpliwością czekam na kolejne części. Oby tak dalej ! Gorąco pozdrawiam :)) Miła W. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę ogromnie mi miło - zwłaszcza, że wywołać w kimś takie emocje nie jest łatwą sprawą. Dziękuję Miła W. za Twoje komentarze tutaj! :) Jesteś jedną z tych osób, dla których chce się pisać :)

      Pomysłów nie brakuje (póki co), ale też Wy - czytelnicy moich opowiadań i komentujący je - inspirujecie mnie :)

      Jestem naprawdę szczerze zaszczycona, że mój skromniutki w wyglądzie blog jest czyimś ulubionym!! :D To niesamowite!! :))

      Pozdrawiam Cię i życzę pięknego tygodnia!
      Rudaszek :))

      Usuń
    2. Dziękuję za bardzo miłe słowa. Cieszę się, że mogę Cię inspirować,i że m.in. dla mnie chce Ci się tworzyć ! Jest mi ogromnie miło :D Pozdrawiam gorąco ;)i również życzę pięknego tygodnia. Miła W. PS. Kiedy mogę się spodziewać kolejnego opowiadania?

      Usuń
    3. Postaram się coś wrzucić koło piątku :)
      Właśnie dla takich osób, jak Ty chce się tworzyć i pisać. No bo dla kogo? ;) To jest naprawdę miłe, że ktoś wyczekuje kolejnego odcinka, dopytuje się o niego, przeżywa w jakiś sposób to, co i jak napisałam. To jest naprawdę ekstra i sprawia dużą frajdę (przynajmniej mnie) :D

      Pozdrawiam cieplutko,
      Rudaszek :))

      Usuń
    4. Dziękuję i bardzo się cieszę, że postarasz się je wrzucicić koło piątku:D. Również pozdrawiam ;). Miła W. :)

      Usuń
  2. Wspaniale. Najlepszy blog na sygnale forever. Z niecierpliwością czekam na next. Mam nadzieję że Martyna wyzdrowieje a Rafał zostanie ukarany. Jesteś wspaniała, oby wena Cię nie opuszczała!��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O wow!! :) Tyle jest blogów o Na sygnale, że wśród tego gąszcza zostać zauważonym, docenionym - ba, być najlepszym blogiem, to dla mnie naprawdę ogromne wyróżnienie!! :))

      Uściski dla Ciebie, pozdrawiam!
      Rudaszek :))

      Usuń
    2. Dziękuję. Również Cię pozdrawiam.��

      Usuń
  3. No, no. Każde kolejne opowiadanie wywołuje u mnie spore emocje. Z chęcią czytała bym więcej i więcej. Aż szkoda jak dochodzę do napisu C.D.N. Pozdrawiam Weronika(ta sama co obchodziła 26.10 siedemnastkę)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, dziękuję :) Przyznam, że napisać tyle, ile piszę, zajmuje sporo czasu ;) Ale fajnie, że chcesz czytać więcej, bo Cię wciągają moje opowiadania.

      Miłego tygodnia,
      Rudaszek :))

      Usuń
  4. Rudaszku, to następne wręcz idealne opowiadanie.
    Zastanawiam się skąd bierzesz wszystkie te wydarzenia... Chodzi mi o te wszystkie dolegliwości i dokładny ich opis. Mam nadzieję, że mi odpowiesz, bo też chciałabym mieć taką wiedzę :)
    Co do samego przebiegu wydarzeń to super. Gdy czytałam jak Martyna odzyskuje przytomność serce zaczynało mi szybciej bić.
    Liczę na to, że Kubicka wyjdzie z tego wszystkiego i będzie okej.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego tygodnia. Patrycja
    www.na-sygnale-opowiadania.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, wow, wow!!! :)) Niesamowite jest dla mnie to, że każde kolejne opowiadanie jest lepsze od poprzedniego (poprzednich). Nie ukrywam i ciągle to tutaj powtarzam w komentarzach, że nie jest łatwo utrzymać taki poziom kolejnych części oraz zainteresowanie czytelnika.

      Co do kwestii skąd biorę opisy dolegliwości itd. Hehe :) Odkąd tylko pojawił się w Polsce serial "Ostry dyżur", to oglądałam go (a byłam wtedy w podstawówce :P). Za każdym razem, gdy jakiś kanał nadawał jego emisje lub powtórki, oglądałam jak tylko mogłam. Zaczęłam wtedy troszkę interesować się medycyną (to szumnie powiedziane!) i pierwszą pomocą. Wypożyczałam lub kupowałam książki o takiej tematyce i je czytałam. Potem był serial "Na dobre i na złe", który oglądam od samego początku (choć niewiele ma on wspólnego z medycyną...). Później na studiach miałam sporo medycyny - od pierwszej pomocy, przez anatomię, po biochemię i fizjologię. Dalej zrobiłam kurs pierwszej pomocy :D (choć już dość dawno temu). No i w dalszym ciągu interesuję się tymi zagadnieniami - tak dla własnej wiedzy. Tych dolegliwości, to w tych moich opowiadaniach akurat nie ma za wiele ;P ale jak już się pojawią, to piszę albo o czymś co jest mi znane (np. sama doznałam kiedyś wstrząśnienia mózgu) albo po prostu szukam informacji i sprawdzam, żeby objawy i diagnoza były zgodne z faktami. Także nie jest to jakaś moja wielka wiedza na te tematy ;)

      Dziękuję za Twój komentarz; miło mi było go przeczytać oraz odpowiedzieć na Twoje pytanie :))
      Również życzę Ci pięknego tygodnia :)
      Pozdrawiam,
      Rudaszek :))

      Usuń
    2. Niedowiary. Widzę, że te opowiadania pisze osoba doświadczona życiowo i przede wszystkim wykształcona. Nic dziwnego, że piszesz tak rewelacyjnie. Zazdroszczę Ci.
      Nie dorastam Ci do pięt, chyba będziesz moim wzorcem, że w każdym wieku można się oddać przyjemnościom znajdując odrobinę wolnego czasu.
      Cieplutko Cię pozdrawiam. Patrycja :-*

      Usuń
    3. Absolutnie nie uważam się za osobę wykształconą w tej dziedzinie czy w temacie! Może po prostu wiem nieco więcej niż ktoś przeciętny. I tylko tyle :)

      Absolutnie w każdym wieku można się oddać przyjemności, pasji, hobby lub poszerzać zakres swej wiedzy w danym, interesującym nas temacie. I zawsze warto robić coś dla siebie, czy uczyć się czegoś, co sprawia nam przyjemność ;)

      Ściskam mocno,
      Rudaszek :))

      Usuń
  5. Jestem i ja :) Oczywiście z brawami!
    Bardzo przyjemnie się czytało - jak zwykle zresztą. :) Zero zgrzytów, zero jakiś niejasności. Po prostu płynie się przez ten tekst z przyjemnością. :)

    Wiktor! Wiktor! Wiktor! Cieszy mnie przeogromnie pojawienie się jego narracji. Po pierwszym zdaniu od razu było wiadomo, że to on, niepotrzebnie się bałaś, że nie uda Ci się wprowadzić jego postaci. :) Zresztą ja już od dłuższego czasu wyczekiwałam tego zapowiedzianego wątku i przy każdym akapicie się przyczajałam na niego. :D Bardzo fajnie to wyszło.

    Zaskoczona jestem tym podrywaniem Banacha. No, no, no. Szybko jej uległ. :D Ciekawy miałaś ten pomysł. Prawdę mówiąc nigdy przez myśl mi nie przeszło, że matka Piotra z Banachem... a tutaj klaruje nam się taki ship w Twoim opowiadaniu (ale jednak Martynka bardziej by do niego pasowała - tak ja wiem, ja ciągle swoje, ale już tak mam :D ) :D Zapewne jest od niego zdecydowanie starsza, ale kto powiedział, że to facet zawsze ma być starszy? :) Ciekawy pomysł, naprawdę ciekawy! I wśród opowiadań NS nie spotkałam się jeszcze z takim. :)
    A ciasto z kruszonką nadal jest pieczone :D Niech Banach głupot nie plecie hahaha :D Jak przeczytałam o tym cieście drożdżowym, to aż mi się go zachciało. :D

    Hmm, ciekawa jestem co dalej z Martyną, co zrobił jej Rafał, a przede wszystkim jak cała ta sprawa się zakończy! Ogromnie podobała mi się troska Wiktora i to, że zastanawiała się czy nie powiedzieć chociaż jemu prawy. To świadczy tylko o tym jak wielkim zaufaniem go obdarzyła i jak wielkie oparcie w nim widzi. :) Ah! :) Uwielbiam tę dwójkę! :)

    Pozdrawiam,
    Spookie

    PS. Mam nadzieje, że Martyna nie odniosła jakichś poważniejszych obrażeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi i cieszę się, że kolejna część podoba się Tobie :)

      Fajnie, że szybko można zorientować się, że akurat Wiktor relacjonuje dany fragment. Zobaczymy, jak będzie potem, czy też tak łatwo pójdzie ;)

      No, Banach jeszcze jej nie uległ - na razie dopiero przyjął zaproszenie na ciasto w ramach "rewanżu" ;)
      Fajnie, że udało mi się Ciebie zaskoczyć w tym temacie, hehe :)) Myślałam, że może wcześniej już coś nieco podejrzewałaś ;)

      No, jeśli o mnie chodzi, to ja żadnego ciasta nie potrafię, tzn.nigdy mi nie wychodzi :P Cóż, nie można być dobrym we wszystkim ;)

      Mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj uda mi się dokończyć kolejną część.

      Ściskam,
      Rudaszek :))

      Usuń