sobota, 26 listopada 2016

Odcinek 22_Zagadki

- Przejmę go - powiedział Piotrek, podbiegając do rannego chłopaka. Z jego brzucha wystawał trzonek noża lub scyzoryka. Był nieprzytomny. Zosia tamowała krwawienie rękami. Była wystraszona i roztrzęsiona. 
- Zosiu, już możesz puścić - powtórzył delikatnie Piotrek. Powoli podniosła z rany zakrwawione dłonie.
- Nic ci nie jest? - zapytałam z troską w głosie. Zaczęłam przyglądać się, czy nie ma gdzieś na ciele jakichś ran czy widocznych obrażeń.
Zosia pokręciła głową.
- Martyna, pomóż mi - zawołał. 
Podbiegłam do niego. 
- Sprawdź tętno i oddech.
Piotrek zdjął koszulkę i tamował krwotok. Chłopak mógł w każdej chwili wpaść we wstrząs. Dokoła było sporo krwi.
- 8 oddechów, tętno 54 - oznajmiłam.
- Zosia, dzwoniłaś po karetkę?! - zapytał. 
Nie odpowiedziała. Siedziała nieruchomo na ziemi pod pobliskim drzewem i patrzyła tępym wzrokiem gdzieś w dal.
- Zosia! - krzyknął do niej.
- Co…?? - odezwała się leniwie, jakby nieobecna. - Nie... Nie miałam kiedy, bo cały czas...
Nie zdążyła dokończyć. Zaczęła wymiotować i kaszleć.
Nagle z ciemności wybiegł... 
- Wiktor??! - byłam zaskoczona jego widokiem w tym miejscu. 
Był boso, ubrany jedynie w jeansy. Tuż za nim przybiegła...
- Mama??!! - zapytał zszokowany Piotruś.
- Piotrek??!! - odparła równie zdziwiona Grażyna. Miała na sobie szlafrok i klapki.
- Co ty tutaj robisz??! - dopytywał.
- Co się stało??!! - zapytał Wiktor. Nagle zauważył pod drzewem znajomą twarz. 
- Zosia?? Zosiu!! - podbiegł do córki, którą nadal targały torsje.
- Nic jej nie jest - uspokoiłam go.
- To nie jej krew.
- Ok. A co z nim? - podbiegł do nas.
- Rana kłuta brzucha, prowizorycznie zaopatrzona. Na razie stabilny. Nie wiadomo ile stracił krwi - zrelacjonował krótko Piotrek, nie przestając tamować krwotoku. - Stamtąd musieli przyjść, są widoczne ślady - wskazał głową na krwawe plamy wiodące od strony plaży. 
- Trzeba wezwać karetkę! - przypomniałam.
- Nikt jeszcze nie zadzwonił?? - zdziwił się Banach.
- Wszystko działo się tak szybko - tłumaczył Piotrek.
- Dobrze. Już dzwonię - zaoferował się Wiktor. Wyciągnął pośpiesznie telefon z kieszeni i zadzwonił pod 112. Relacjonował dyspozytorce pogotowia stan poszkodowanego i nasze położenie w terenie. Następnie wezwał policję. Ja cały czas pilnowałam parametrów rannego. Grażyna zajęła się Zosią. Przestała wymiotować, ale cała się trzęsła.
Do przyjazdu karetki razem z Piotrkiem zajmowaliśmy się rannym chłopakiem. Wiktor próbował dowiedzieć się od Zosi co się wydarzyło, ale kontakt z nią był trudny. Była w szoku i niewiele mówiła. 
Pogotowie przyjechało po kilkunastu minutach. Przekazaliśmy im rannego. Zmierzyli mu ciśnienie i saturację. Parametry były słabe, co przy tak głębokiej ranie i sporej utracie krwi było normalne. Chłopak i tak nieźle się trzymał. Widać ma silny organizm. Szybko podłączyli kroplówkę, podali tlen i zabrali go do ambulansu. Pomogli też oczyścić z krwi dłonie Zosi i Piotrka. Banach poprosił załogę karetki o środek uspokajający dla córki. Ratownik zrobił jej zastrzyk. Zosia nie zareagowała na ukłucie igłą. 
- Do którego szpitala go zabieracie? - interesował się Wiktor.
- Do miejskiego - odparł lekarz. - Pan zna tego chłopaka?
- To znajomy córki. Zawiadomię jego rodziców.
- W porządku. Będę musiał powiadomić o całym zdarzeniu policję.
- Są zawiadomieni, już tu jadą.
- Dobra Panowie, zbieramy się - oznajmił ratownikom lekarz. Karetka odjechała na sygnale w ciemną noc.
Banachówna coraz bardziej opadała z sił opierając się już o drzewo w pozycji półleżącej. 
- Zosiu, kochanie… - Wiktor podszedł do córki i ujął jej twarz. - Boli cię coś? Słyszysz mnie?? Zosia... 
Był zdenerwowany, co jednak usiłował ukryć. Dziewczyna miała zamknięte oczy i nie reagowała. Ojciec zmierzył jej tętno na nadgarstku i sprawdził źrenice. 
- Doktorze, pan pozwoli… - Piotrek zwrócił się do Banacha, po czym ostrożnie wziął Zosię na ręce. Była jak piórko w jego umięśnionych, silnych ramionach. Delikatnie przytulił ją do siebie. Jej głowa opadła mu na przedramię.
Był to dla mnie rozbrajający widok... Kocham go za tę opiekuńczość i wrażliwość.

* * * 

Położyłem Zosię na jej łóżku. Dopiero w pełnym świetle widać było świeże zadrapania na łydkach i kostkach. 
- Musiała biec przez ostrą trawę albo krzaki - stwierdziła Martyna. - Przemyję to - rzekła, po czym wyszła.
Mama poszła za nią, pewnie by pokazać miejsce apteczki. Zapanowała cisza. Wiktor kucał przy córce i głaskał ją po włosach. Na jego twarzy malowało się zatroskanie. Po chwili Martyna wróciła z wodą utlenioną i wacikiem. 
- Ja to zrobię - zwrócił się do niej. Delikatnie i z prawdziwą ojcowską czułością przemywał jej drobne rany.
Mama stała w progu i dała mi znak, żebyśmy zostawili go samego. Ująłem Martynę za rękę i wszyscy wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy do kuchni, gdzie mama nastawiła wodę na herbatę.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałem ją. - Jeszcze na dodatek z doktorem Banachem.
Zmieszana opuściła głowę.
- Wiktor zaprosił mnie na krótkie wakacje. Zosia chciała wyjechać nad morze ze znajomymi, więc połączyliśmy jedno z drugim.
- "Połączyliśmy"?? Jesteście razem?? - dopytywałem.
- Nie.
- Ale spotykacie się? - kontynuowałem.
- Czasami...
- O ja cie...
Byłem zszokowany. Moja mama i doktor Banach, mój szef. Nigdy bym nie przypuszczał... Niczego nie zauważyłem w jej zachowaniu. No nieźle... Odkąd to może trwać?! Ciekawe, czy jest między nimi coś poważniejszego. I czy do czegoś już doszło...
- Masz coś przeciwko temu, żebyśmy się spotykali? - zapytała.
- Nie, poza tym, że jest moim szefem...
- I co z tego?
- Co?? Kurde! - trochę mnie poniosło i podniosłem głos.
- Piotrek, nie irytuj się tak - powiedziała łagodnie Martyna, próbując mnie uspokoić.
- To trochę niezręczna dla mnie sytuacja. Poza tym o niczym mi nie powiedziałaś.
- Ale o czym miałam mówić? To świeża sprawa. A ty i Martyna?
- Co ja i Martyna?
- Spotykacie się?
Wiedziałem do czego zmierza. Zrobiło mi się trochę głupio.
- Jesteśmy razem. Ale to też świeża sprawa - od razu się wytłumaczyłem.
- Też mi o niczym nie powiedziałeś... Martynko, bardzo się cieszę kochana - zwróciła się do niej.
Martyna uśmiechnęła się, lekko zakłopotana tą sytuacją.
- Tylko się mu nie daj. Piotrek potrafi być uparty - żartobliwie pouczyła ją.
Ale śmieszne! Wcale mnie to nie rozbawiło. Byłem... Nawet ciężko nazwać te emocje. Zmieszany? Zszokowany? Zły? Trudno było mi poradzić sobie z tą informacją i odnaleźć się w nowej sytuacji. Przecież... to moja mama! I mój przełożony!
Podała nam zaparzoną zieloną herbatę. 
- Przepraszam na chwilę - powiedziała i zniknęła za rogiem. 
Martyna podeszła do mnie i objęła mnie od tyłu. 
- Piotruś, to nie jest dobry moment... Odpuść dzisiaj. Wszyscy jesteśmy trochę zdenerwowani tym, co się stało. Jutro na spokojnie pogadacie.
Wzdychnąłem głośno.
- Masz rację.
Pocałowałem ją. Martyna usiadła mi na kolanach i objęła mnie.
Po chwili wróciła mama. Była ubrana. Źle mi było po tym, jak na nią naskoczyłem. Nie miałem prawa. To jej sprawa i jej życie. Ale... dlaczego akurat Banach?? Nie mogła zacząć spotykać się z innym facetem, tylko akurat z nim??
- Jak Zosia? - zapytała Martyna, gdy Wiktor wrócił z pokoju córki. 
- Śpi - odparł nieco zmartwiony.
- Gdy ją znaleźliśmy była przerażona. Ale mimo tego zachowała zimną krew - relacjonowała.
- I wiedziała, żeby nie wyjmować noża z rany - zauważyła mama.
- Wiadomo, lekarska rodzina - próbowałem jakoś rozładować nieco napiętą atmosferę.
- Uratowała go - skwitował Wiktor.
- Dzielna dziewczyna - podsumowała Martyna.
- Co z tym chłopakiem? Wiadomo coś? - zapytałem.
- Nic nie wiem. Powiadomiłem jego rodziców. Są w drodze, ale pewnie zajadą tu dopiero za kilka godzin - odparł Banach.
- To straszne, co się stało... Wyobrażam sobie co przeżywają teraz jego rodzice... - zamartwiała się mama.
- Co się w ogóle wydarzyło?? - zastanawiał się Wiktor.
- Tego się na razie nie dowiemy - odparłem. Sam byłem ciekawy dlaczego ktoś w taki sposób potraktował tego chłopaka... I czym się komuś naraził.
Nagle z rozmyślań wybiło nas pukanie do drzwi.
- Dobry wieczór. Aspirant Kozakiewicz. 
- Wiktor Banach.
- To pan zawiadomił policję o napadzie na Marcina Góralskiego?
- Tak. Moja córka była świadkiem tego zdarzenia.
- Chcielibyśmy, żeby złożyła zeznania w tej sprawie. Proszę przywieźć córkę rano na komendę. Tu jest adres.
- Oczywiście, przyjedziemy.
- Dobranoc. Spokojnej nocy.
- Dobranoc.
Wiktor zamknął drzwi, oparł się o nie plecami i głęboko odetchnął.

* * * 

- Dlaczego odpowiedziałaś za mnie??! - irytował się Piotrek.
- Bo ty się nie odzywałeś.
- A jesteś zdziwiona?!
- Tak! Nie widziałeś, jak przykro było twojej mamie? Spróbuj ją zrozumieć.
- No właśnie próbuję i nie mogę!
Przez całą drogę w ostrym tonie wymienialiśmy zdania. Dotarliśmy na miejsce. Jak się okazało, nasz domek był oddalony o jakieś 3 minuty drogi od ich domku.
- To tylko śniadanie! Zaprosili nas, nie wypadało odmówić. Ty stałeś jak mumia, więc ja się odezwałam.
- Nic nie mówiłem, bo mnie zaskoczyli.
- Spójrz na to z innej strony: Zosi będzie miło po tym, co przeżyła. A przedpołudnie spędzi na komisariacie powracając do tych przykrych dla niej zdarzeń. Nie za bardzo przyjemna perspektywa...
- Ok... Jeśli Zosi ma to sprawić przyjemność, to ok.
Przebrałam się szybko w koronkową, czarną koszulkę nocną i wskoczyłam do łóżka.
- Ale jestem zmęczona. A ty?
Piotrek nic się nie odezwał. Siedział zamyślony na łóżku plecami do mnie. Ciągle nie miał na sobie koszulki. Noc była bardzo ciepła. Pocałowałem go delikatnie w ramię.
- Połóż się i odpocznij - powiedziałam ciepło.
- Przewietrzę się.
Wstał i wyszedł na taras. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie głośny dźwięk rozbijanego szkła...


C.d.n.

3 komentarze:

  1. Super opowiadanie. Pozdrawiam Sandra.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam również na mojego bloga. Chcecie zobaczyć i dowiedzieć się, jak mogło wyglądać to inaczej? Od ich pierwszego spotkania, po pierwszy pocałunek, zdradę, powrót, postrzelenia bohatera i wyczekiwaną przez nią chwilę? To wszystko zobaczycie u mnie!http://bohaterowienasygnale.blogspot.com/
    Zapraszam! :)
    kiki2000




    A tak poza tym Rudaszku świetnie ci idzie! Dzięki tobie dostałam chęć pisania swoich opowiadań. Chodź wiem, że nigdy ci nie dorównam i moje opowiadania nie będą tak wspaniałe jak twoje, pamiętaj, że i tak jesteś dla mnie mistrzynią i wzorem! Rudaszku, dziękuję!
    kiki2000

    OdpowiedzUsuń