czwartek, 5 stycznia 2017

Odcinek 24_Dziwne telefony

Zosia wyczekiwała z niecierpliwością mojego przyjazdu. Stała przed domem. Była przerażona i bardzo zdenerwowana.
- Martyna! Jak dobrze, że przyjechałaś! - ucieszyła się na mój widok i objęła mnie.
- Co z tatą?
- Coraz gorzej. Nie wiem co robić… 
Zaprowadziła mnie do pokoju ojca. Wiktor leżał na podłodze przy łóżku i zwijał się z bólu. Ręce miał skrzyżowane na piersiach, a kolana niemal dotykały mu podbródka. Twarz była zlana potem.
Taki widok i mnie nieco przeraził.
- Doktorze! - podbiegłam i uklękłam przy nim.
- Martyna... - wyszeptał z trudem, lekko otwierając oczy.
- Gdzie pana boli?
- Nic mi nie jest... To przez te opary... - mówił wolno.
- Tato, jak to nic??!! Coraz gorzej się czujesz! Boli cię brzuch, wymiotowałeś i masz gorączkę.
Zosia była coraz mocniej zdenerwowana.
- Zosiu, spokojnie. Przynieś miskę z zimną wodą i gazę albo jakąś czystą szmatkę. Trzeba zrobić zimne okłady.
- Dobrze - odparła posłusznie i w pośpiechu wyszła z pokoju.
- Doktorze, to nie wygląda na zatrucie oparami farby…
- A na co?
- Na zapalenie wyrostka.
- Myślisz, że sam nie rozpoznałbym wyrostka? - nadal mówił z trudem, co chwilę mimowolnie wykrzywiając z bólu twarz.
- Dobry lekarz nie leczy siebie sam… - skwitowałam jego pytanie.
Zosia przyniosła miskę z wodą i zaczęła wykręcać mokrą gazę, po czym przyłożyła ją ojcu na czoło.
- Musi się pan znaleźć w szpitalu.
- Nigdzie nie jadę... - oponował.
- Tato, proszę cię!
Zosia bliska była płaczu. Wyszłam na chwilę z pokoju, żeby zadzwonić. W tej sytuacji nie miałam zamiaru słuchać Banacha. Nie myślał racjonalnie. Musiał trafić do szpitala i to natychmiast!
- Piotrek...
- Cześć Martynka! Stęskniłaś się za mną?
- Jesteś wolny?
- Nie, mam wspaniałą dziewczynę, którą...
- To nie czas na żarty! - przerwałam mu. - Jestem u Wiktora. Źle z nim...
- Co się dzieje?!! - od razu zmienił ton głosu.
- Ból znacznie się nasilił i ma wysoką gorączkę.
- Dobra, będziemy za 6 minut.
- Pośpieszcie się!

* * *

- Doktorze, gdzie pana boli? - zapytałem stanowczo. - Proszę mi pokazać.
Wiktor wolnym ruchem wskazał dłonią miejsce na brzuchu.
- Proszę położyć się na plecach i wyprostować nogi. Pomogę panu.
Ostrożnie pomogłem mu przewrócić się z boku na plecy. Gdy Banach leżał już w prawidłowej pozycji, podwinąłem mu t-shirt.
- Doktorze, wiem że boli, ale muszę zbadać brzuch.
Przystąpiłem do palpacyjnego badania, uciskając palcami obu dłoni poszczególne miejsca. Nagle Wiktor jęknął. Odruchowo przewrócił się na prawy bok, trzymając za brzuch i podkurczając z powrotem nogi, aby nieco sobie ulżyć.
- Brzuch twardy, bez obrony mięśniowej. Zabieramy go. Adam, dojście, kroplówka z solą i podaj Drotawerynę.
- Założę dojście - zaoferowała się Martynka. - Myślisz, że ból jest ze strony układu moczowego??
- Piotrek, Drotaweryna w jakiej dawce? - zapytał Adam.
- 80 mg.
Wszołek zajął się przygotowywaniem zastrzyku. W tym momencie zaczął dzwonić mój telefon.
- Piotrek, jeśli to układ moczowy, to skąd te wymioty?? - dopytywała.
- Może z silnego bólu i skurczy? Nie wiem Martyna, ale bardzo cierpi. Chcę mu ulżyć - odrzekłem i wyjąłem komórkę z kieszeni. Spojrzawszy na ekran, odrzuciłem połączenie.
- Wiem, że cierpi!
- Chyba, że masz jakiś inny pomysł?
Adam wstrzymał się ze zrobieniem zastrzyku i spojrzał na nas.
- Może to wyrostek? - zapytała Martyna. - Ma większość typowych objawów.
- Lokalizacja bólu byłaby w prawym dolnym kwadrancie, a nie w śródbrzuszu - wyjaśniłem.
- Ból w śródbrzuszu jest w początkowej fazie zapalenia wyrostka, a Piotrek mówił, że cały dzień go boli - dopowiedział Adam.
- Racja… Ok, nie mam innego pomysłu... - odparła po chwili namysłu zrezygnowana.
- Piotrek, a może jelita? - zapytał Adaś.
Osłuchałem brzuch.
- Perystaltyka zachowana.
- To już nie mam pojęcia…
- Dobra, podawaj. Nie ma na co czekać - poleciłem mu.
Wszołek zrobił zastrzyk. Martyna podłączyła kroplówkę, a ja zmierzyłem jeszcze ciśnienie i temperaturę. 39 stopni. Zaczęliśmy przygotowywać Wiktora do transportu.
- Doktorze, przejedzie się pan z nami dyliżansem do Leśnej Góry - próbowałem jakoś rozładować napiętą atmosferę.
- A mam jakiś wybór...? - zapytał zrezygnowany Banach.
- No nie bardzo. Ale przecież tak pan lubi z nami jeździć...
Znowu odezwała się moja komórka. Domyślałem się kto to może być. Szybko ją wyciągnąłem i odrzuciłem dzwoniącego rozmówcę.
- Mogę pojechać z wami??! Proszę!! - odezwała się Zosia błagalnym tonem.
- Dobra - odparłem po chwili zastanowienia. - Ale jedziesz ze mną z przodu.
- Ok.
- Martyna, pojedziesz z tyłu z Adamem.
- Jasne.
Zosia była roztrzęsiona. Nie mogła znaleźć kluczy od domu ani skupić się na ich poszukiwaniu.
- Głowa do góry. Tata jest w dobrych rękach. Wszystko będzie dobrze - próbowała pocieszyć ją Martyna.
- Wiem... - odparła i spojrzała na nas smutnym wzrokiem.

* * *

- Co mamy? - zapytał lekarz dyżurny na oddziale ratunkowym. - Wiktor?? Co się stało??
- Od kilku godzin silny ból w śródbrzuszu. Ciśnienie w normie, temperatura 39. Z wywiadu wymioty. Dostał 80 Drotaweryny - zrelacjonował Piotrek.
Lekarz zbadał brzuch Wiktora, przez co znowu zaczął zwijać się z bólu.
- Dobra. Morfologia, OB, CRP, mocz, poziom kreatyniny i usg brzucha na cito - przekazał pielęgniarce lekarz. - I proszę o konsultację chirurgiczną, jak będą wyniki.
- Oczywiście - odpowiedziała.
Wyszłam na korytarz do Zosi.
- Tacie będą robili badania. Musimy poczekać.
- Zostaniesz tu ze mną?
- No pewnie! - przytuliłam ją i usiadłyśmy w poczekalni.
- Nie wiadomo co mu jest, prawda? - zapytała zatroskana.
- Bez wyników badań trudno było coś jednoznacznie stwierdzić. Ale lekarze teraz na pewno postawią diagnozę.
Zosia pokiwała głową i oparła się o moje ramię. Pogłaskałam ją po włosach.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Z sali Piotrek z Adamem wywieźli nosze. Zostawili je pod ścianą i podeszli do nas.
- 23 P wolny - zakomunikował przez radio Piotrek.
- Przyjęłam - odezwała się dyspozytorka. - Co z Banachem?
- Na razie nie wiadomo. Robią mu badania.
- Ok. Daj znać, jak będzie już coś wiadomo.
- Jasne.
- Chcesz do kogoś zadzwonić? Może do dziadka? - zapytałam Zosię.
- Nie. Będzie się denerwował. Ma odpoczywać w sanatorium.
- No tak...
Siedzieliśmy w milczeniu dobrych kilkadziesiąt minut. Piotrek z Adamem nie mieli żadnych wezwań, więc nam towarzyszyli. Nagle tę ciszę przerwał dzwoniący telefon Piotrka. Odszedł od nas na kilka kroków. Chyba znowu odrzucił połączenie, bo komórka nagle zamilkła.
- Dlaczego to tak długo trwa?? - niecierpliwiła się Zosia.
- Trzeba zrobić kilka badań, poczekać na wyniki. To zawsze tyle trwa - wyjaśnił jej spokojnie Piotrek.
- Nie wytrzymam... - wstała i zaczęła nerwowo spacerować po korytarzu poczekalni.

* * *

- Weź to - Martyna podała Zosi niewielką, żółtą tabletkę i kubek z wodą. Posłusznie połknęła pastylkę.
Patrzyłem na nią z lekkim niepokojem. Była mocno podenerwowana i miała nieobecny wzrok. Ostatnio sporo przeszła: napaść, zranienie kolegi na jej oczach, zeznania na policji. Za dużo jak na nastolatkę.
- Dałaś jej Hydroxyzynę? - zapytałem szeptem, gdy nieco się oddaliła.
- Tak. Strasznie to wszystko przeżywa.
- Nie ma co się dziwić...
- Piotrek, mógłbyś się czegoś dowiedzieć? Proszę!! ‍‍- błagała mnie Zosia.
Spojrzałem na Martynę.
- No dobra, spróbuję coś ustalić.

Wiktor nadal przebywał na oddziale ratunkowym. Dopóki nie przyjdą wszystkie wyniki i nie będzie diagnozy, nie można go przewieźć na żaden inny oddział. Szukałem sali, w której leżał, kiedy spotkałem doktora Sambora.
- Dzień dobry doktorze!
- Cześć Piotrek. Szukasz może Wiktora?
- Tak. Zosia niepokoi się, że nic nie wie.
- Ciężki przypadek z nim…
- Wiem… Nie chciał jechać do szpitala. I cały dzień uparcie twierdzi, że zatruł się oparami farby.
- Naprawdę?? Ech… - wzdychnął. - Ale nie to miałem na myśli. Naprawdę trudno konkretnie stwierdzić co mu dolega, poza stanem zapalnym w organizmie.
Zaskoczył mnie. My mieliśmy problem z rozpoznaniem, a teraz, kiedy zrobiono badania, lekarzom nadal trudno postawić diagnozę.
Weszliśmy do sali, w której leżał Wiktor. Dostawał kroplówkę ze środkiem przeciwbólowym.
- Cześć Wiktor!
- Cześć Michał!
- Postanowiłeś trochę odpocząć i pochorować? - zażartował Sambor.
- Już lepiej się czuję.
Doktor podciągnął koszulkę i zaczął badać brzuch Banacha.
- To przez te opary farby. Ostatnio malowałem garaż - tłumaczył Wiktor. - Nic mi nie jest. Aaa!!! - jęknął głośno i zwinął się z bólu, gdy lekarz ucisnął wrażliwe miejsce.
- Właśnie widzę...
- Kiedy mnie wypuścisz?
- Stary, masz bardzo podniesione CRP, wysokie OB, leukocyty szaleją, a na usg nic nie można zobaczyć! To żadne opary!
Banach oniemiał. Zdał sobie sprawę, że sytuacja jest poważna. Do tej pory raczej nie dopuszczał do siebie takiej myśli.
- Co mi jest?? - zapytał lekko zaniepokojony. Znów mówił wolno i z pewnym wysiłkiem.
- Nie wiem Wiktor. Ale uważam, że trzeba operować. Masz ostry brzuch i stan zapalny.
- Chcesz mnie otworzyć?!
- Nie mam wyjścia… Dopiero po otwarciu jamy brzusznej dowiem się, skąd ten stan zapalny. I co się dzieje.
- Stary, a może poczekajmy…
- Na co??!
Na chwilę zapadła cisza.
- Wiktor, musisz podjąć decyzję: albo zgadzasz się na operację, albo chcesz czekać. Ale wiesz, że twój stan może się gwałtownie pogorszyć.
Banach patrzył w milczeniu na Sambora. Widać było, że nadal mocno go bolało.
- Michał, rób co uważasz za słuszne - odpowiedział z trudem.
- Siostro, proszę zawiadomić blok i przygotować pacjenta do operacji! - doktor Sambor zwrócił się do pielęgniarki.
- Oczywiście - odpowiedziała i od razu wybrała odpowiedni numer telefonu.
- Trzymaj się stary. Jesteś w dobrych rękach - Michał poklepał go lekko po ramieniu.
- Wiem… - odparł Banach.
Druga pielęgniarka zaczęła odłączać kroplówkę. Po raz kolejny odezwał się mój telefon. Wiedziałem kto to. Teraz mogłem spokojnie odebrać.
- Halo?
W słuchawce panowała cisza.
- Halo?! - powtórzyłem zniecierpliwiony. - Halo?!! Dlaczego się nie odzywasz??!!
Nadal cisza. W końcu rozłączyłem się i wyciszyłem dzwonek. Podszedłem do łóżka Wiktora.
- Dobra decyzja doktorze. Będzie pan jak nowo narodzony - usiłowałem pocieszyć go żartem. - Zaopiekujemy się Zosią, proszę się nie martwić.
- Dziękuję Piotrek.
Pielęgniarki pośpiesznie wywiozły Wiktora z sali.

* * *


Zosia zasnęła na moim ramieniu. To zapewne efekt podanego środka uspokajającego. Dobrze, niech się zdrzemnie i zregeneruje siły, wyciszy emocje. Sytuacja z nagłym zachorowaniem ojca mocno ją wyeksploatowała. Bałam się poruszyć, żeby jej nie obudzić. Na końcu korytarza dostrzegłam Piotrka. Szedł do nas. Położyłam palec wskazujący na ustach, żeby w ten sposób zakomunikować mu, aby mówił ciszej.
- Zosia zasnęła? - zapytał półgłosem lekko zaskoczony.
- Niech się prześpi chwilę i odpocznie. Co z Wiktorem? - wyszeptałam.
Piotrek kucnął obok mnie, by zmniejszyć dzielący nas dystans.
- Będą go operowali. Nie wiadomo co mu dolega. Nawet Samborowi trudno było postawić diagnozę.
- O rany... - wzdychnęłam cicho.
- W badaniach wyszło wysokie OB, CRP i leukocytoza. A usg  w ogóle nie dało się zrobić.
- To dlaczego Sambor chce go operować?? Tak w ciemno??!
- Tak...
Zmartwiło mnie to, co przekazał mi Piotrek. Zaczęłam coraz bardziej obawiać się o Zosię, jak przyjmie i zniesie tę wiadomość. Stan Wiktora nie był dobry...
- Trzeba to będzie jakoś delikatnie przekazać Zosi... - powiedziałam.
W tym momencie zawibrował telefon Piotrka. Zaczął wyjmować go z kieszeni kamizelki.
- Zastanowimy się, jak jej to powiedzieć - odrzekł i wstał z kucek.
Spojrzał na wyświetlacz i schował telefon z powrotem do kieszeni.
- Może w końcu odbierzesz? - zapytałam.
Piotrek - chyba mimowolnie - zrobił niezbyt zadowoloną minę. Oddalił się od nas, po czym odebrał połączenie.
- Przestań dzwonić. Prosiłem cię - odparł mocno poirytowany i rozłączył się.
Ukradkiem spojrzał na mnie.
- Wszystko w porządku? Kto dzwonił?
- Nikt... - odrzekł wciąż zirytowany i wyszedł szybkim krokiem przed szpital.


C.d.n.

12 komentarzy:

  1. już myślałam że nie doczekam się kolejnej części :)
    Któż to wydzwania do Piotra? Czyżby jego mama?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, to miłe :))
    Kolejna część właśnie powstaje ;)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Rudaszek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  4. Może z okazji Walentynek kolejna część jakąś romantyczna czesc

    OdpowiedzUsuń
  5. Rudaszku kiedy możemy liczyć na kolejną część opowiadania?
    Mam nadzieję że u Ciebie wszystko ok i że zdrówko dopisuje.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kochana!! To bardzo miłe, że pytasz o moje zdrowie!! No właśnie ostatnio znowu gorzej... :(( Przez to nie mogę skończyć odcinka. Ale... mam też wrażenie, że już niewiele osób na to czeka, więc i motywacja jakoś zmalała...
      Dziękuję za Twoją troskę!! Bardzo mnie to ucieszyło!! :D
      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę pięknego weekendu!
      Rudaszek :))

      Usuń
    2. Oj, ja tu cały czas czekam na następna część, tylko jestem takim cichym obserwatorem😂😂 Od teraz bedę komentować-motywować
      Zdrówka życzę i czekam na kolejny rozdział!

      Usuń
  6. Kiedy nastepna część. W Prawdzie znalazłąm to dopiero teraz ale bardzo mi sie podoba.

    OdpowiedzUsuń